sobota, 28 stycznia 2012

Artysta / The Artist (2011)

Na sukces „Artysty” patrzę jak na swego rodzaju kuriozum. Wdzięczne, miłe dla oka, dość proste nawet do wytłumaczenia.  Być może i „Michel Hazanavicius dokonał rzeczy niesamowitej: przywołał siłę starego kina, z odrobinę zblazowanych canneńskich widzów czyniąc ponownie publiczność naiwną

Mnie jednak nie oczarował. Hollywood kocha autotematyczne opowieści. A jeśli zrobimy z tego opowieść ku pokrzepieniu serc (tylko czyich tak naprawdę?) to sukces mamy murowany. Nie zmienia to jednak faktu, ze „Artysta” to cholerny banał walący po oczach każda sekundą swojego trwania, a jakoś skończyła mi się już cierpliwość do dawania taryfy ulgowej filmom tylko dlatego, że ich twórcy wybrali sobie taką, a nie inna poetykę. „Drive’owi” nie odpuściłem braku dobrej historii, „Artyście” też nie odpuszczę. Gdyby Hazanavicius przy pomocy tych samych środków opowiedział ciekawą historię to miałby mnie w kieszeni, bowiem na kinie niemym wychowałem się w czasach, kiedy w domu miałem 3 kanały i żadnego wybory niż oglądanie filmów niemych właśnie. Takich filmów jak „Artysta” swego czasu było na pęczki, ba, nawet lepszych. Jedną rzecz mogę bez zastrzeżeń pochwalić: muzykę. Jest ona dusza tego projektu i jak dla mnie śmiało może zgarnąć Oscara.


Nie twierdzę, że „Artysta” to złe kino. Owszem, film jest nieźle pomyślany, dobrze zagrany, miejscami zabawny i uroczy. Co nie zmienia faktu, że wszystkie wyróżnienia jakie zdobywa, to efekt chwilowej mody. A kiedy minie, wszyscy nagle będą się pytać, jakim cudem taki film mógł (prawie?) zdobyć Oscara. O przyznawaniu hurtowych nominacji świadczy chociażby ta za scenariusz. Sorry, ale w takim razie „jestem numerem 4” tez powinien dostać, bo scenariusze tych filmów prezentują podobny poziom.


„Artysta” może być przyjemnym filmowym doznaniem, jeśli obejrzymy go bez kontekstu tych wszystkich nagród. Odrobina nostalgii i humoru, świetnej muzyki i bardzo dobrego aktorstwa wystarcza, aby dać się na chwilę troszeczkę uwieść.  Jednak tylko „na chwilę” i tylko „troszeczkę”.

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz