czwartek, 29 marca 2012

Rabbit Hole (2010)

[DVD/INNE]


„Shortbus” wciąż przede mną, dlatego nie wiedziałem czego spodziewać się po reżyserze, ale obsada zapowiadała solidną grę i tak „Między światami” od jakiegoś czasu mnie kusiło. Szczerze mówiąc, gdyby nie ciągłe przypominanie o Danny’m np. w dialogach, zapominałbym, że to film o radzeniu sobie  ze strą dziecka. Zdjęcia jak z reklamy, muzyczka niczym z pogodnego filmu obyczajowego, kiczowata sceneria (bogatsza część klasy średniej, ładni, mieszkający w pięknej okolicy, etc, etc. ). Wszystko to do granic pretensjonalne. 

Na szczęście aktorzy skutecznie odwracają od tego uwagę. Biedna Kidman, która od 2004 nie miała nosa do filmów i eksperymentowała z chirurgią kosmetyczną (co, niestety, i w tym filmie widać)  zagrała swoją najlepsza rolę bodajże od czasu „Dogville”. Początkowo powściągliwa, opanowana, racjonalna powoli traci kontrolę nad tą powłoka ukazując, że wewnątrz cierpi nie mogąc w niczym i w nikim znaleźć pocieszenia. Gdyby nie botoks ta kreacja mogłaby być jeszcze lepsza, ale i tak mam nadzieję, że Nicole wróci do łask widowni i krytyki. Eckhart, Wiest czy Oh też spisują się znakomicie. To właśnie dla aktorów warto ten film zobaczyć.    


Szkoda, że poza tym obraz niewiele ma do zaoferowania. Niby reżyser nie idzie schematyczną drogą wzajemnych zdrad, ucieczki w alkoholizm itd. i pokazuje, że jest więcej niż jedna droga radzenia sobie z bólem (Becca, w przeciwieństwie do matki, nie szuka pociechy we wierze), ale nie umiał tego przekuć w jakiś sprecyzowany, sensowny przekaz. Trochę szkoda, że film nie został zrealizowany jako obraz w pełni niezależny, wtedy chyba łatwiej byłoby mi tak opowiedziana historię przełknąć.

Moje ocena: 6/10    

PS. plakat do film jest świetny. 

środa, 28 marca 2012

Pakt milczenia / The Covenant (2006)

[DVD/INNE]


Oglądając „Pakt milczenia” żałowałem jednego, że twórcy nie zdecydowali się nakręcić z ta obsada pornola, ludzkość bardziej by na tym skorzystała. Niestety, zatrudnili kilku ładnych chłopców po siłowni i dwie niebrzydkie dziewczyny i kazali im grac w filmie tak durnym, że każde zdanie napisane na jego temat to strata czasu. Opowieść o chłopcach będących potomkami pięciu rodzin, dzięki czemu obdarzeni są niezwykłą mocą ogląda się jak parodię „Roswell” tylko z gorszymi efektami specjalnymi i bzdurniejsza fabułą. Az trudno mi uwierzyć, że znalazł się ktoś, kto chciał puszczać to w kinach, większość produkcji dvd ma lepszy poziom.
Nawet kilka niezłych twarzy (i jeszcze lepszych ciał) nie osładza męki, którą jest ten film.

Steven Strait

Taylor Kitsch



Moja ocena: 2/10 

Strzały na Broadwayu / Bullets Over Broadway (1994)

[DVD/INNE]

Gdyby ktoś poprosił mnie o polecenie filmu reprezentatywnego dla twórczości Allena, bez zastanowienia wskazałbym „Strzały na Broadway’u”. ten film to jego twórca w pigułce. Mamy tu wszystko, co stanowi wizytówkę jego twórczości: specyficznego bohatera, rozważania autotematyczne (twórca, jego relacje z otoczeniem, jego relacje z kobietami i relacje z samym sobą:D). Do tego cała plejada charakterystycznych postaci i typowy dla tego reżysera humor.
Mając w pamięci chociażby wyśmienite „O północy w Paryżu” oglądając „Strzały na Bradaway’u” rzuca się w oczy pewien brak lekkości, spontaniczności. Film ma dla mnie zbyt gęstą atmosferę, czasem miałem wrażenie, że aktorzy nie mają czym oddychać. Mimo też wielu charakterystycznych postaci, żadna z nich nie została ze mną po seansie. Lubię Wiest, ale za tę rolę Oscara bym jej nie dał. Mimo że tak dużo tu Allena w Allenie, to „Strzały” raczej nie załapałyby się do mojego TOP 5 jego najlepszych filmów.  Co nie zmianie faktu, że jest to film i znakomicie zabawny i ponadprzeciętnie inteligentny. A nawet gdyby taki nie był, to dla samej obsady (np. obrzeżającego Broadbenta) się  trzeba „Strzały” zobaczyć.

Moja ocena: 7/10    

Miasto bez granic / En la ciudad sin límites (2002)

[DVD/INNE]


Nazywanie „Miasta bez granic” dwugodzinnym odcinkiem telenoweli to gruba przesada, niemniej film ma w sobie pewne naleciałości tego gatunku, nie dziwię się zatem, że wielu osobom ten film zwyczajnie do gustu nie przypadł. Teoretycznie wątek tajemniczego człowieka z przeszłości ojca miał być tym wciągającym elementem filmu, mnie jednak pozostawił obojętnym. Mogło się okazać, że Rancel jest kosmitą, a mnie kapcie by ze stóp nie spadły:-) Za mało jest w tym wszystkim napięcia, intensywności, aby mnie to zainteresowało na tyle, bym śledził akcję z zapartym tchem. Nie potrafię też współczuć Maksowi, tyle osób nigdy nie otrzymuje takiej szansy jak on i to że wybiera taką ścieżkę, a nie inną to, niestety,  jego wina. Mógł zmienić bieg wydarzeń, mógł być szczęśliwy. Ale tego nie zrobił, nie ważne już czy ze strachu czy z innego powodu. Takiej szansy nie powinno się przepuścić, a jeśli robi się to świadomie, trzeba później ponieść konsekwencje.

Jak dla mnie reżyser nie wykorzystał swoich postaci, zwłaszcza z drugoplanowych członków rodziny dało się więcej wycisnąć i wtedy film mógł być ciekawszy, zawłaszcza, że trwa ponad 2 godziny. Ale mimo wszystko „Miasto bez granic” oglądało mi się dobrze. Opowieść sama w sobie jest całkiem ciekawa i na szczęście prowadzona jest w sposób inny niż zrobiono by to w amerykańskiej produkcji. Do tego aktorom nie można nic zarzucić, Chaplin spokojnie dałbym za tę rolę nominacje do Oscara,  Gómez też spisał się wyśmienicie. Leonardo Sbaraglia grając w „Spalonej forsie” razem z Noriegą stworzył magnetyczny, homoerotyczny duet, jeden z najlepszych w tej grupie. Tutaj wygląda, jak zwykle, przepięknie, ale też gra wiarygodnie.


Lubię kino hiszpańskie, dlatego po ten film sięgnąłem. Nie oczarował mnie, ale skłonił do kilku refleksji i seans zaliczam do udanych. „Miasto bez granic” to interesujący, niejednoznaczni bohaterowie, naznaczeni bólem, piętnem swoich życiowych wyborów. I chociaż trudno mi im współczuć, to na ekranie ich zmagania z sumieniem ogląda się naprawdę dobrze.  

Moja ocena: 7/10 

piątek, 23 marca 2012

The Awakening (2011)

[DVD/INNE]


Jeżeli ktoś chciał kiedyś zobaczyć miks „Innych” z „Sierocińcem” to jego marzenia się ziściły, i to z  całkiem niezła obsadą. Niestety, aktorzy nie mieli intuicji i wystąpili w filmie, który co prawda w kilku momentach umie przestraszyć, to pod koniec wywołuje poczucie straty czasu. Szkoda, że twórcy nie poszli w tę stronę, aby cała wyprawa Florencji do szkoły okazała się wysmakowaną zemstą ludzi, którym naraziła się wcześniej niestrudzona przeciwniczka oszustw i zabobonów. Wtedy otrzymalibyśmy klimatyczny kryminał z elementami horroru, który mógłby być całkiem dobrym filmem. Niestety, rozwiązanie „zagadki” ducha jest denne, zresztą ostatnie 30 minut filmu modliłem się o koniec, bo każda następna scena była głupsza od poprzedniej.   
   
Hall, West i Staunton nie mają się jednak czego wstydzić, zgrali nieźle, szkoda tylko, że w słabym filmie. Na rynku są jednak gorsze horrory, dlatego wielbiciele gatunku może nie będą rozczarowani.

Moja ocena: 5/10

Dogma (1999)

[DVD/INNE]


Smith znów w akcji i to w całkiem niezłej formie. Przezabawny film, chociaż dziewice oazowe i wielbiciele Cejrowskiego powinni trzymać się z daleka. Opowieść o dwóch aniołach, które przez przypadek mogą pokazać iż Bóg nie jest doskonały i zniszczyć tym samym świat, mimo że jest odrobinę zbyt długa, to sprawiła mi wiele radości. W tym filmie Bóg jest kobietą (genialna scena pod drzewem), trzynasty apostoł jest czarny, a Muza wykonuje striptiz w barze. Nie mówiąc już o tym, że Jezus miał rodzeństwo.

„Dogma” to kapitalna kpina z katolicyzmu, wszystkich debilizmów tej religii,  na które wierne owce dzielnie zamykają oczy. Kilka razy żebra bolały mnie ze śmiechu, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Zdecydowanie trzeba zobaczyć.

Moja ocena: 7/10   

J. Edgar (2011)

[DVD/INNE]


Rozczarowanie krytyków najnowszym filmem Eastwooda tłumaczyć mogę chyba tylko oczekiwaniami zupełnie innego filmu. Z wszystkich zastrzeżeń jedno tylko broni się w moich oczach: reżysersko Clint robił już lepsze filmy. Nie znaczy to wcale, że „J. Edgar” to film zły, wręcz przeciwnie. W mojej opinii to lepsze kino niż niejeden nominowany do Oscara w tym roku film.

Eastwood i Black koncentrują się na bohaterze, a nie na historii (FBI) z nim związanej. Ta jest tylko tłem mającym wyostrzyć rysy postaci. Hoover wg twórców był postacią tragiczną, ale współodpowiedzialną za swój los. Potrafił stworzyć  agencję, z która musieli się liczyć wszyscy, a nie miał dość odwagi, aby wałczyć o  szczęście osobiste. Potrafił  równie dobrze ranić ludzi, co zjednywać sobie ich wierność i posłuszeństwo. Hoover jest w tym filmie postacią trwającą na rozdrożu, znakomicie radząca sobie z podwładnymi, potrafiącą zauważyć to, co inni przeoczyli, a jednocześnie bezsilną wobec własnych ułomności i uprzedzeń. Bohater tego filmu jest niejednoznaczny. Przekracza granice prawa, jest zatwardziały w swym fanatyzmie, dzięki któremu jest w stanie wytłumaczyć wszystkie błędy, które popełnia.

DiCaprio stworzył pod batutą Eastwooda swoją najlepszą rolę od czasu „Aviatora”. Jest doskonały w oddawaniu różnorodności natury swego bohatera. Świetna jest również Watts jako wierna sekretarka, naoczny świadek zawodowych sukcesów i prywatnych upadków. Hammer również nie zawodzi, aktorsko „J. Edgar” to jeden z najlepszych filmów zeszłego roku. Eastwood sprawnie operuje planami czasowymi, które przeplatają się w filmie, o ile widz skupi się podczas seansu, nie będzie miał problemów z odbiorem, na pewno nie jest to obraz chaotyczny, jak niektórzy recenzenci pisali. 

Moim zdaniem ten film to jedna z lepszych amerykańskich biografii ostatnich lat.  Oczywiście, o ile ktoś ceni bohaterów pokazanych przez pryzmat nieoczywistości, a nie wzniosłe historie.

Moja ocena: 8/10

wtorek, 20 marca 2012

¥ Kochanek Czerwonej Gwiazdy

[KSIĄŻKA]

*Kochanek Czerwonej Gwiazdy* ~Witold Jabłoński~
Tytuł oryginału: -
Stron: 175 przekład: -
Wydawnictwo: Abiekt.pl (2011)



Po „Uczniu czarnoksiężnika” chciałem dać sobie spokój z Jabłońskim, jednak zamieszanie wokół „Kochanka Czerwonej Gwiazdy” sprawiło, że trochę wbrew sobie po tę książkę sięgnąłem. W sumie nie żałuję, z jednym zastrzeżeniem – książka jest zdecydowanie za droga. Niecałe 200 stron w twardej oprawie za 40 zł?  A później ludzie się dziwią, że Polacy tak rzadko zostawiają swoje pieniądze w księgarniach.

Sama zaś opowieść to zdrowa przeciętność. W literaturze i kinie już nie raz spotkałem się i z tematem księży porzucających sutannę i z miłością homoseksualną wśród księży i z historią kobiety, która kocha geja, przez co nie może ułożyć sobie życia z innym. Zestawienie miłości Aleksa i Andrzeja jest zbyt oczywiste, zwłaszcza, że ten pierwszy zostaje potraktowany trochę niesprawiedliwie – dano mu zdecydowanie za mało miejsca. Bohaterowie Jabłońskiego, już p raz kolejny, są powierzchni. Zbyt łatwo poddają się ocenie, brakuje mi w nich czegoś, dzięki czemu unikaliby łatwemu szufladkowaniu. Najciekawszą osobą w tym homoromansie jest kobieta, aktorka zakochana w młodym kleryku-geju. Z jednej strony wie, że jest na straconej pozycji, nie przeszkadza to jej jednak działać dwulicowo; niby chce pomóc zakochanym, ale robi to dla własnej korzyści mając nadzieję, że jeśli romans z sowieckim żołnierzem skończy się z hukiem, ona stanie się ramieniem do wypłakania i wślizgnie się w życie ukochanego.

Tak się dziś sprzedaje książki:]
Nie wiem też czemu Szot zdecydował się na umieszczenie akurat tych ilustracji. Moim zdaniem kiepsko pasują do tej historii, a i na mnie najmniejszego wrażenia nie zrobiły.Książkę czyta się szybciutko, można ją skończyć w jeden dzień. Szkoda tylko, że jest tak droga, drugi raz aż takich pieniędzy bym na nią tak szybko nie wydał. Trzeci raz na Jabłońskiego już raczej się nie zdecyduję. 

Moja ocena: ***/6

Miejsce pod słońcem / A Place in the Sun (1951)

[DVD/INNE]


Kilka lat zwlekałem z obejrzeniem tego filmu, zupełnie nie wiem dlaczego. Zarówno Clift, jak i Taylor należą do ścisłej czołówki moich ulubionych aktorów, sam obraz zdobył aż 6 Oscarów, a jednak przez tak długi czas nie mogłem się zabrać do tego dzieła. Zazwyczaj, jeśli aż tyle czekam z obejrzeniem jakiegoś filmu, to później okazuje się, że naprawdę godne uwagi kino, „Miejsce pod słońcem” jest jednak pewnym odstępstwem od tej reguły.

Trudno mi zaakceptować wizję świata przedstawiona przez  Stevensa, gdzie podział na klasy społeczne jest tak ścisły, że o żadnych, nawet najmniejszych przesunięciach nie może być mowy. Autor zdaje się grozić palcem wszystkich pochodzącym z nizin mówiąc, aby nie próbowali swego szczęścia z ludźmi z wyższych sfer, bo miejsce tych pierwszych jest w fabryce, drugich zaś na przyjęciach. Przy tym świat ludzi biednych jest nacechowany wyraźnie negatywnie, podczas gdy bogacze to w sumie przyzwoici, wyrozumiali ludzie (co pokazuje chociażby zestawienie dwóch głównych postaci kobiecych). Film ten przestrzega przed ubogimi chcącymi robić karierę, żenić się z córkami zamożnych. Ludzie ubodzy albo mają bzika na punkcie religii, albo puszczają się i płodzą nieślubne dzieci, albo chcą zabijać swoje ciężarne żony. Pod koniec film przybiera już tak nieznośną szatę przypowieści, że dramat głównego bohatera schodzi gdzieś na trzeci plan.  
Jeden z najpiękniejszych fizycznie duetów w historii kina


To co stanowi wartość tego filmu, to  gra aktorów. Monty jest fenomenalny w swojej roli. Gdyby nie jego gra, film oceniłbym znacznie niżej. To opanowanie, pojedyncze spojrzenia mówiące tak wiele. Gdyby taka kreacja pojawiła się w dzisiejszym filmie i tak byłaby warta krocie. Każda scena tego filmu należy do niego, to być może najlepsza kreacja w życiu tego aktora o tak dramatycznej biografii. Tam, gdzie ideologia filmu przegrywa, Monty swoim talentem dźwiga to truchło na powierzchnię. Młodziutka Taylor już daje przedsmak tego, na co będzie ją stać w przyszłości.
„Miejsce pod słońcem” to słaby film, w którym marnują się świetni aktorzy. Ideologia przysłania bohaterów, bardzo ciekawych bohaterów. Zdecydowanie wolę „Wszystko gra” Allena, który podejmuje podobną tematykę.   

Moja ocena: 6/10

poniedziałek, 19 marca 2012

¥ Elżbieta Wielka

[KSIĄŻKA]




*Elżbieta Wielka* ~ Stanisław Grzybowski~
Tytuł oryginału: -
Stron: 264 przekład: -
Wydawnictwo: Ossolineum (2009)


Jakiś czasem temu, po lekturze biografii Stanisława Augusta, chwaliłem zarówno autorkę owej książki, jaki i wydawnictwo Ossolineum. Tamta biografię postrzegam jako wzorcową, natomiast „Elżbietę Wielką” pióra Stanisława Grzybowskiego śmiało mogę umiejscowić na przeciwległym biegunie.

Jeżeli ktoś szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego córka Henryka VIII zyskała sobie przydomek „Wielka”, a czasy jej  panowania określa się mianem „Złotego wieku”, to raczej straci czas. Elżbieta widziana oczyma autora to kobieta ograniczona, sfrustrowana seksualnie, która na tron zaprowadził smutny zbieg okoliczności. Autor, co po prostu nie może mieć miejsca w dziele naukowym, jest wyraźnie uprzedzony do osoby Elżbiety, natomiast nie szczędzi pochwal wszystkim jej przeciwnikom. I tak królowa może i znała języki, ale powierzchownie. Nad rządzenie państwem wolała teatralność i dworskie romanse, do tego była skąpa, a jej jedyna zaleta był dar retoryki. Aż dziwne, że Anglia przetrwała dekady rządów osoby tak ograniczonej.  

Natomiast Maria, królowa Szkocji czy siostra Elżbiety, Maria Tudor, to dopiero były władczynie! Bo i katolickie, i mądre, gdyby ta pierwsza została królową Anglii, ileż dobrego stałoby się dla tego nieszczęsnego, heretyckiego kraju. Nie mam pojęcia, kto książkę wypełnioną takimi bredniami w ogóle wydał w tak zacnym wydawnictwie, jakim jest Ossolineum. Nie oczekiwałem książki pochwalnej wobec Elżbiety, ale obiektywnej biografii pokazującej słabe i mocne strony jej rządów. Niestety, historia jest najbardziej zakłamaną nauką i manipulacja faktami jest tu dziecinnie prosta. Szkoda tylko, że straciłem sporo czasu i pieniędzy, aby się o tym przekonać.   

Moja ocena: **/6

Baranek Boży / Agnus Dei: Cordero de Dios (2011)

[DVD/INNE]


„Baranek Boży” to całkiem ciekawy dokument opisując na konkretnym przykładzie problem molestowania seksualnego popełnianego przez duchownych. Sama historia – niestety – jakich wiele. To, co stanowi największą zaletę tego dokumentu, to pokazanie hipokryzji Kościoła, który zaniedbał (to chyba nawet zbyt delikatne określenie) wiele obowiązków, pomagając zatuszować wiele afer. Co gorsza, strona państwowa (sądy) działały ręka w rękę z hierarchami kościelnymi doprowadzając do umorzenia wielu spraw, co z kolei pozwalało księżom-pedofilom nie tylko nadal odprawiać msze, ale również krzywdzić kolejne ofiary.
Film pokazuje też, jak działa dzisiaj meksykańska, katolicka rodzina. Mąż może zwalić winę na wszystkich wokół (bo jemu przecież od początku ksiądz się nie podobał), tymczasem kiedy poprzez seksualne wykorzystywanie syna przez księża rodzina czerpała symboliczne korzyści wszystko było ok. Do tego zniechęcał syna do walki z procederem, bo rzutuje to na męską dumę i dobre imię rodziny.    

Szkoda tylko, że film jest tak krótki. Temat przecież dopiero raczkujący w przestrzeni mediów i dodatkowe 30 minut  na pewno by nie zaszkodziło. Dziś w Wyborczej (serwis internetowy) przeczytałem o ośrodkach katolickich kastrujących chłopców podejrzanych o homoseksualizm w Holandii. Kościół dostarcza zatem filmowcom studnię z tematami bez dna. Jakże tragiczne jest jednak to, że wiążę się to z ogromem cierpienia tysięcy osób.

Moja ocena: 7/10     

Gdzie leży prawda / Where the Truth Lies (2005)

[DVD/INNE]


Trochę nie rozumiem Egoyana. Mając świetną historię i niezłych aktorów stworzył film niewykorzystanej szansy. „Gdzie leży prawda?” to dzieło jednorazowego użytku. Tak naprawdę, jedyne, dzięki czemu ten obraz jest w stanie przyciągnąć uwagę, to jego klimat. Na tym polu reżyser się popisał. Niestety, sama historia – potencjalnie bardzo ciekawa – została zaniedbana, przytłoczona dbałością o formę. Do tego Lohman aktorsko bardzo odstaje od Firtha i Bacona i jej obecność na ekranie w pewnym momencie staje się nie do zniesienia. Szkoda, bo bardzo lubię historie o ciemnej stronie sławy, które pokazują ile dramatów kryje się za pudrem i uśmiechami gwiazd z pierwszych stron gazet, które muszą niejednokrotnie złożyć nawet nie tyle marzenia, co swoje prawdziwe „ja”, na ołtarzu chwały. 

Do tego rozwiązanie intrygi zabójstwa jest niesatysfakcjonujące. Nie mogę napisać, że jest to złe kino, ale tak bardzo szkoda mi zaprzepaszczonego materiału.  

Moja ocena: 6/10

niedziela, 18 marca 2012

Kochankowie z Marony (2005)

[DVD/INNE]


Od czasu do czasu człowiek musi sobie przypomnieć, dlaczego omija polskie kino szerokim łukiem.  „Kochankowie z Marony” nie należą do moich ulubionych opowiadań Iwaszkiewicza, chociaż z pewnością jest to jeden z najciekawszych przykładów trójkątu (a raczej czworokątu) miłosnego w polskiej prozie drugiej połowy wieku XX. Pomijając fakt, iż Iwaszkiewicz przedstawił w tym dziele jeden z najbardziej trudnych i intymnych momentów swojego życia.

Cywińska niestety nie dała rady. To, co najlepszego można powiedzieć o jej filmie, to to, że ma świetne zdjęcia. Na plus reżyserce trzeba zapisać, że nie pozbawiła filmu fundamentalnego wątku homoerotycznego, bowiem uczucie Janka i Arka ma ogromny wpływ na fabułę i uczucia bohaterów, tłumacząc wiele ich zachowań. Reżyserka bardzo delikatnie zarysowuje ten wątek (dla niektórych pewnie zbyt delikatnie, ale akurat w tym filmie taka decyzje uważam za rozsądną). Troje głównych bohaterów gra nieźle. Stenka niestety przesadza i jej kreacja „śmierdzi” teatrem na odległość.  

Nieźle zagrane postaci ratują ten film przed klęską, bowiem reżyserka przegrywa każdą batalię o uczucia w tym filmie, przez co tworzy film emocjonalnie pusty. Praktycznie nie wychodzi jej żadna scena z cała trójką głównych postaci. Czasem jednym gestem psuje siłę poszczególnych scen. Do tego za muzykę powinna dostać rok więzienia; moje uszy krwawiły słuchając ilustracji – nie dlatego, że jest to muzyka zła, tylko z tego powodu, że zupełnie nie pasuje do tego filmu. Zastanawia mnie też, czy kiedyś doczekam się dobrze udźwiękowionego polskiego filmu.

Szkoda aktorów, operatora i materiału na ten film. 

Moja ocena: 5/10

Duśka (2008)

[DVD/INNE]


Ten film powstał chyba tylko dla moherowych babć i dziewic oazowych. Po co kręcić dokument, który ma zawierać mniej treści niż strona w wikipedii poświęcona jego bohaterce? Z „Duśki” o osobie Półtawskiej nie dowiedziałem się niczego poza to, co można znaleźć w ciągu 15 minut szperania w Internecie. Poza tym, reżyserka stworzyła jej laurkę tak przesłodzoną, że po 30 minutach chce się wymiotować i każda kolejna chwila  dla ludzi znających słowo „umiar” to męka. Niektóre z osób występujących w tym filmidle robi z bohaterki prawie świętą, ale w sumie Jan Paweł II przyzwyczaił nas do taśmowej produkcji świętych, więc nie powinienem być zdziwiony.
Osobna rzeczą jest to, że moim zdaniem dla ludzi takich jak Półtawska nie powinno być miejsca w życiu naukowym, bowiem naukowcy powinni trzymać się z dala od wszelkich ideologii, tymczasem bohaterka nurza się w ideologii katolickiej, która z obiektywizmem i nauką niewiele ma wspólnego. Pozostaje współczuć osobom, które zgłaszały się do niej po pomoc, podejrzewam bowiem iż słyszały kazania. Niestety, ludzie będący w szponach ideologii podpierający się dodatkowo tytułami naukowymi są o wiele bardziej niebezpieczni niż panowie z Młodzieży Wszechpolskiej. Dodatkowo przeżycia tej kobiety w obozie – straszne i smutne – wiele jednak tłumaczą, ale przede wszystkim nie dają jej prawa narzucać innym – w szczególności kobietom w ciąży – swoich przekonań co do aborcji.


Moja ocena: 3/10   

Przekleństwa niewinności / The Virgin Suicides (1999)

[DVD/INNE]


Zarówno przed, jak i po „Między słowami” Zośka kręciła filmy, i to wcale nie gorsze (a nawet lepsze) niż jej najgłośniejsze dzieło. Ten film ma w sobie coś z klimatu „Pikniku pod wiszącą skałą”. Obrazy te są w podobny sposób liryczne, w obu przypadkach miałem  wrażenie, że więcej dzieje się poza ekranem niż na nim. Dunst, Turner i Woods są naprawdę dobrzy w swoich rolach (na Hartnetta natomiast ledwie da się patrzyć). Coppola z wyczuciem i skupieniem pokazała konserwatywną rodzinę, w której sztywne „wartości” mają władzę niepodzielną i zgubną, zwłaszcza w starciu z niepohamowaną siła natury. Wydaje mi się bowiem, że w znaczniej mierze ten film opowiada właśnie o tym; o niemożności pogodzenia siły natury z religią (szerzej: zasadami), bowiem obie są apodyktyczne i obie nie znoszą sprzeciwu, co z kolei musi doprowadzić do tragedii. 

Na dokładkę młody Hayden Christensen i świetne zdjęcia . Śmiem twierdzić, że do tej pory to najlepszy film Żośki. Klimatyczny, poetyki, dobrze zagrany, odważny i co najważniejsze mądry i dojrzały. 

Moja ocena: 8/10 

wtorek, 13 marca 2012

Pożyczony narzeczony / Something Borrowed (2011)

[DVD/INNY]


W końcu mainstreamowa komedia romantyczna, która jest chociaż trochę zabawna i odrobinę romantyczna. Film jest o jakieś 20 minut za długi i fabularnie mocno nieświeży, ale mimo to oglądało mi się dosyć bezboleśnie. Wielka w tym zasługa Johna Krasinskiego, któremu trafiły się całkiem zabawne teksty, co w połączeniu z ciapowatym urokiem osobistym sprawiło, że z wszystkich bohaterów jego Ethan budzi najcieplejsze emocje. Kate Hudson całkiem nieźle sprawdza się w roli Darcy, ale z filmu na film wygląda coraz gorzej, nie mam pojęcia, co dzieje się z jej twarzą.   
Szkoda tylko, że to kolejny film „drugiej szansy”. Nie znoszę tego motywu w amerykańskich filmach, a już zwłaszcza w komediach romantycznych. Do jednorazowego obejrzenia film całkiem znośny (o ile fryzura Goodwin nie przyprawi co wrażliwszych o palpitacje).

Moja ocena: 6-/10

Księżyc to Żyd (2011)

[DVD/INNE]


Dziwny film dokumentalny, który pozostawił mnie z mieszanymi odczuciami. Otóż pewien kibol, który Żydów nienawidził, dowiaduje się pewnego dnia, że sam pochodzi z rodziny o korzeniach żydowskich. Początkowy bunt przeradza się w zainteresowanie, a z czasem i praktykowanie religii żydowskiej.

Przede wszystkim niejasna jest dla mnie motywacja głównego bohatera. Swego czasu nieco się konwertystami interesowałem i wiem, że zmiana religii zazwyczaj jest owocem poszukiwań etycznych, filozoficznych, gdzie człowiek po wielu porównaniach, odkryciach i przemyśleniach decyduje, że dany system religijny odpowiada mu bardziej niż inny ponieważ… Tymczasem bohater tego filmu (przynajmniej widziany oczyma reżysera) decyduje się na zmianę religii, kiedy dowiaduje się, że ma korzenie żydowskie. To wszystko. Gdybym dziś dowiedział się, że moi przodkowie pochodzą z Grecji raczej nie zostałbym nagle Grekiem, nie uczyłbym się greki i nie zaczął gotować wedle poetyki kuchni śródziemnomorskiej. U bohatera zmiana nie jest efektem poznania i zrozumienia, a raczej dziwnego poczucia obowiązku wobec poprzednich pokoleń? Wyrzutów sumienia? 

W dodatku nie mam pojęcia, po co wrzucono „wypowiedź” kibola, który co chwilę używa „kurwa” i do filmu nic nie wnosi. W ogóle wątek kibiców w filmie prowadzony jest zupełnie nieporadnie. Nie mówi o tym środowisku nic, czego byśmy nie wiedzieli, a konfrontacja bohatera z jego przeszłością jest powierzchowna.
Szkoda czasu na takie dokumenty. Temat ciekawy, ale wykonanie jak to zwykle u nas w Polsce.

Moja ocena: 5/10    

Kac Vegas w Bangkoku / The Hangover Part II (2011)

[DVD/INNE]


Nie jestem fanem pierwszej części, w ogóle za komediami kumpelskimi jakoś specjalnie nie przepadam, nawet na tak chwalonych „Druhnach” trochę się męczyłem. Po II części „Kac Vegas” spodziewałem się samych złych rzeczy i w sumie się nie rozczarowałem. Kotlet nie dość, że odgrzewany, to jeszcze gumowaty, ale znalazło się kilka dobrych przypraw, dzięki którym dało się to przełknąć. Przede wszystkim transseksualna prostytutka i małpa-diler. Te dwa motywy sprawiły, że film otrzymał ostatecznie 5. Niezły jest tez Chow, chociaż gdyby był na ekranie chociaż minutę dłużej, to stałby się meczący. Na szczęście reżyser nie przegiął pały.

Jako tło dla niedzielnego obiadu „Kac Vegas II” ujdzie. Ale już wieczoru raczej bym mu nie poświęcił .

PS. nigdy już nie pojmę dlaczego wyglądający jak gremlin Cooper uważany jest za symbol seksu, i dlaczego aktor jak Giamatti upadla się grając w takim filmie. 

Moja ocena:  5/10

W pogoni za Amy / Chasing Amy (1997)

[DVD/INNE]


Za ten film Smitha powinno się ozłocić. To nie tylko najlepsza od bardzo dawna komedia romantyczna, ale i jeden z najlepszych amerykańskich filmów o relacjach uczuciowych, jakie kiedykolwiek widziałem. Smith znakomicie pokazał, jak cienka granica dzieli czasem miłość i przyjaźń oraz jakie mechanizmy obronne możemy stosować, aby nie dopuszczać do siebie prawdy. „W pogoni za Amy” jest jakby ilustracją do słów piosenki Patricka Wolfa: „ Love knows no boundaries/Sees beyond sexuality”. Holden zakochuje się w Alyssi, chociaż wie, że definiuje się ona jako lesbijka (chociaż nie obce jej były doświadczenia z facetami). Nie zauważa jednak, że jego najlepszy przyjaciel, Banky, kocha jego. Co ciekawsze, sam Banky nie do końca zdaje sobie sprawę, albo raczej boi się przyznać do tego przed samym sobą, na co Holdenowi zwraca uwagę jeden z bohaterów mówiąc: „Twój przyjaciel kocha cię w sposób, na który nie jest jeszcze gotów”. Ten uczuciowy kocioł pokazuje, że tak chętnie używane etykiety jak „heteryk”, „lesbijka”, ‘gej” czy „biseksualista” są absolutnie nie wystarczające, aby opisać złożoność relacji, jakie ludzie potrafią między sobą zbudować.

Smith mówi również o tym, że w miłości wcale nie wyzbywamy się egoizmu, a nasze niepewności i lęki czasem wyrządzają szkody nie do naprawienia. Bardzo spodobało mi się, to, że film opowiedziany został w komediowym stylu. Kwestie trudne i złożone zostały wyłożone tutaj w zaskakująco prosty i przyswajany sposób. Wielkie brawa należą się aktorom, nawet Affleckowi, za wiarygodne kreacje. Wielkie brawa dla reżysera za umiejętność zrobienia filmu zabawnego, prostego i głębokiego zarazem. Jestem pod wrażeniem.

Moja ocena: 8+/10 plus film trafia do ulubionych

niedziela, 11 marca 2012

Gry małżeńskie / Love, Wedding, Marriage (2011)

[DVD/INNE]

Po ten film sięgnąłem tylko i wyłącznie ze względu na Kellana Lutza, po którym to ochrzciłem swego psa, a który to po kampanii Calvina Kleina sam został ochrzczony Mana Lisą w bieliźnie. Film jest zupełnie nieśmieszny, nudnawy, do tego odwołuje się do stereotypów, w które chyba sami twórcy nie wierzą, bo przedstawiają je jakby z musu. „Gry weselne” mają  jeden plus: przedstawiają amerykańską obsesję ślubu/małżeństwa  i chociaż w swojej wymowie pozostają konserwatywne, to pokazują w ciekawy sposób, jak małżeństwo funkcjonuje w dzisiejszym społeczeństwie już jako marka-slogan, a nie wartość. Związek małżeński jest obsesją głównej bohaterki, której w głowie się nie mieści, że ludzie mogą być szczęśliwi poza świętą rodziną, a rozwód może być najlepszym wyjściem, ba, może przynieść  szczęście i pomóc zachować godność i resztę szacunku dla drugiej osoby.

Lutz i Moore


Kellan robi to, do czego go stworzono – wygląda mega seksowanie. Jest tez epizod polski w postaci Marty Żmudy-Trzebiatowskiej, która jest całkiem znośna, pomijając fakt iż gra kretynkę (i nieźle prezentuje się w bieliźnie). Mandy Moore jednak zdecydowanie wole podkładająca głos w bajkach (vide "Zaplątani"), niż udającą, że posiada talent aktorski

Moja ocena:  4/10

¥ Czarne sezony

[KSIĄŻKA]

*Czarne sezony* ~ Michał Głowiński~
Tytuł oryginału: -
Stron:  232  przekład: -
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie (2010)

Zawsze interesowałem się wspomnieniami, świadectwami z okresu II wojny i Zagłady. Od dłuższego czasu (bodajże od „Rozmów z katem”) nic z tej tematyki nie czytałem, a ponieważ w swojej autobiografii Głowiński często odsyła do tomu „Czarne sezony”, postanowiłem go przeczytać.
Krytyka dobrze przyjęła te opowiadania (a może raczej szkice?), podkreślając, że jest to jedno z najciekawszych dzieł przedstawiających wojnę i Zagładę z punktu widzenia dziecka.  W tej kwestii trudno się spierać. Dla mnie osobiście opowiadania te są jednak zbyt rzeczowe. Może wynika to ze stylu encyklopedycznego, który Głowiński swego czasu przyswoił, a od którego nie potrafił się uwolnić. O ile fabularnie ciekawie się to czyta, „Czarne sezony” są dla mnie dziełem zbyt sprawozdawczym. Mamy tu ludzi, zdarzenia, opisy, które mogłoby być przejmujące, czasem intymne, bardzo osobiste. Tymczasem czytając tę książkę miałem wrażenie, że mam do czynienia ze swego rodzaju raportem; wyzutym z emocji. Może Głowiński specjalnie tak przedstawił swoje wspomnienia, gdyż nadanie im bardziej osobistych rysów mogłoby być zbyt trudne dla niego samego. Może chciał przedstawić te wydarzenia jak najbardziej wiernie, a pogłębienie ich w wspomnianym względzie pociągnęłoby je za bardzo w stronę beletrystyki?
Z opowiadań składających się na ten tom najbardziej podobały mi się „Dom pod orłami” (pokazujące, że w człowieku z jednej strony może być miejsce na odwagę i szlachetność, niewykluczające jednak despotyzmu i ignorancji) oraz „Śmierć siostry Longiny” (przypominające, do czego zdolne były ukraińskie bojówki nacjonalistyczne w czasie wojny (a o grzechach Ukraińców tego okresu rzadko się mówi chociażby w podręcznikach do historii).

Moja ocena: ***/6

sobota, 10 marca 2012

Gigli (2003)

[DVD/INNE]

„Gigli” to jeden z najgorzej ocenianych filmów poprzedniej dekady. Zmiażdżony przez krytykę na wszelkie możliwe sposoby. Nie mogłem odpuścić sobie tak soczystego kąska:D „Gigli” to z pewnością film nieudany i wtórny, ale szczerze mówiąc, widziałem gorsze.  Dowcipy użyte w filmie są mocno wczorajsze, krzyczący Pacino jest jak uderzenie w twarz w najmniej spodziewanym momencie, a Affleck – którego w pewien sposób nawet lubię – pokazuje, jak złym aktorem potrafi być – zwłaszcza w momentach, kiedy usiłuje być zabawny. Spodobało mi się jednak, jak twórcy „bawią” się orientacją seksualną bohaterki. Rzadko lesbijki, czy kobiety biseksualne – są bohaterkami filmów przeznaczonych dla szerokiej publiczności (a ten dla takowej został zrobiony), a chociaż tutaj mamy oczywiście heteroseksualny skok w bok, to jednak ostateczny brak happy endu i podkreślenie iż Ricki woli kobiety jest dość ciekawym zabiegiem – zwłaszcza w komedii gangsterskiej.

Wynudziłem się na „Giglim” strasznie, ale nie jest to kino aż tak złe, jak się tego spodziewałem. Nie odstaje od tego, czym raczyła nas Lopez chociażby w „Pokojówce na Manhattanie”. 

Moja ocena: 3/10

Ostatnia miłość na Ziemi / Perfect Sense (2011)

[DVD/INNE]



„Ostatnia miłość na Ziemi” to dowód na to, że kiedy reżyser stara się za mocno, może zepsuć naprawdę niezły pomysł na film. W obrazie tym przedstawiono alternatywną wizję Apokalipsy. Zamiast meteoru uderzającego w nasza planetę czy kolejnej epoki lodowcowej na niszczyciela naszej cywilizacji wybrano nieznanego wirusa, który wpływa na ludzkie emocje i zmysły. Człowiek pozbawiany zostaje po kolei głównych narzędzi służących mu do poznawania świata. W przeciwieństwie do chociażby niedawnego filmu „Cantagion”, tutaj twórcom udało się ukazać jednostkę w obliczu takiej katastrofy, i uczyniono to w sposób przekonujący, nie pozbawiając obrazu jednocześnie szerszej perspektywy. Green i McGregor tworzą niezły duet, chociaż oboje grają trochę nierówno i wtórnie względem swych poprzednich kreacji.


Problemy zaczynają się w momencie, kiedy mamy chociażby wstawki narratora, które wyglądają, jakby były jakąś reklamą. Nie dość, że psują klimat filmu, to jeszcze katują nas muzyką – samą w sobie niezłą – ale użytą w ten sposób można stosować jako środek wymiotny. Niestety, im bliżej końca, tym więcej takich scen, także mimo iż film długi nie jest, to co chwile spoglądałem na zegarek. Poza tym, o ile historia pary - Michaela i Susan – wypada nieźle, to można by zdecydowanie dopracować historie ich jako osobnych postaci.


„Ostatnią miłość na Ziemi” chętnie przeczytałbym w formie opowiadania. Film ma miejscami znamiona grafomanii reżysera, która strasznie mnie odrzucała, z drugiej strony nie brak tu scen naprawdę udanych i klimatycznych. „Mlody Adam” podobał mi się zdecydowanie bardziej.  


Moja ocena: 6/10

Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej / Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan (2006)

[DVD/INNE]


Sacha Baron Cohen  nie zna świętości… na szczęście. Ali G w wersji kinowej był dla mnie męczarnią, Bruna nawet do końca nie byłem w stanie obejrzeć. Tymczasem „Borat” sprawił, że płakałem ze śmiechu od pierwszej do ostatniej minuty.  Fakt, to wciąż nie jest humor wysokich lotów. Niemniej, trzeba pewnej inteligencji, aby w tak prosty sposób skomentować wiele aspektów społecznych. Nawet nie potrafiłbym wymienić ulubionej sceny z tego filmu, musiałbym podać co najmniej 10. Czasem warto przekraczać wszystkie granice dobrego smaku z gracją słonia w składzie porcelany. Najzabawniejszy film jaki widziałem od czasu „Co nas kręci, co nas podnieca”. Idealne remedium na smutek i chandrę. Chociaż, oczywiście, niektórzy chcący się dowartościować i tak zjadą film od góry do dołu. Dla mnie jednak "Borat" to kapitalna komedia i jeszcze lepsza satyra społeczna. 

Moja ocena: 8/10

wtorek, 6 marca 2012

Gigi 1958

[DVD/INNE]


Ostrzeżenie dla wszystkich dziewczyn, których wychowaniem zajmują się babcie/ciotki.  Pod kuratelą takich osób łatwo zostać sprzedajną dziwką.


Gigi to jeden z najsłynniejszych musicali swoich czasów, jak i jeden z największych oscarowych zwycięzców w historii. Biorąc pod uwagę konkurencję w 1958 roku trudno zrozumieć decyzję Akademii. W końcu rywalką filmu była „Kotka na gorącym, blaszanym dachu” – film o dwie klasy lepszy. „Gigi” dziś nie robi najmniejszego wrażenia jako musical. Melodie są toporne, już w godzinę po seansie nie mogłem przypomnieć sobie zbyt wielu nut. Poza tym miejscami konwencja musicalu staje się być stosowana na siłę, ten film opowiedziany jako po prostu komedia nic by nie stracił. Scenografia i kostiumy przytłaczają, chociaż nie zawsze w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Połączenia kolorów czasem są niezbyt trafione. Film jest na szczęście całkiem zabawny (wuj gratulujący Gastonowi pierwszego „samobójstwa” i wznoszący toast za kolejne). Jednak to, co dzisiaj uderza najmocniej, to moralny wydźwięk filmu. Tu wprost kupczy się niewinnością młodej dziewczyny, a posada oficjalnej kochanki cukrowego potentata wydaje się być szczytem marzeń babci i ciotki na temat kariery Gigi. Oczywiście film kończy się happy endem, co nie zmienia faktu, że moralność przedstawiona w filmie budzi dyskomfort. Bogaci mężczyźni biorą co chcą, kobiety (z niewielkimi wyjątkami)  zgadzają się na taki status quo, bowiem a nóż uda im się coś na tym ugrać i wkupić się w wyższe sfery – chociaż tylko na chwilę. Warto przecież zauważyć, że Gigi nie żyje w nędzy, chociaż w filmie jest sugerowane iż jest uboga. Nie usprawiedliwia to w żaden sposób postępowania bohaterów. Ostatecznie bohaterka zostaje żoną, a nie kochanką, ale to już chyba naleciałość musicalowej konwencji. Ten temat byłby o wiele lepiej wykorzystany, gdyby „Gigi” była dramatem społecznym. Opowieścią i strukturze społecznej początku XX wieku, historią kobiety, którą chcąc być kochaną zostaje sprawdzona do roli kurtyzany, której wymaga od niej i rodzina, i społeczeństwo w ogóle.



„Gigi” to zabawna, przyjemna rozrywka, ale nic ponadto. Jako musical nie robi dziś żadnego wrażenia.Zostawia natomiast z pytaniami, które mimo wszystko nie były chyba intencją twórców.    

Moja ocena: 6/10

poniedziałek, 5 marca 2012

Postal (2007)

[DVD/INNE]


„Postal” okazał się zaskakująco ciekawym filmem. Kilka pomysłów bije na głowę większość tego, co widziałem w topowych komediach ostatnich lat. Kilka mądrych uwag odnośnie społeczeństwa też się „zawieruszyło”. Byłem naprawdę mile zaskoczony. Przy takich filmach jednak zawsze sprawdza się zasada, że nie powinny trwać dłużej niż 60 minut.  Po przekroczeniu tej magicznej granicy, nawet jeśli pomysły nadal są fajne, to film zaczyna lekko denerwować. Granica dobrego smaku tez nie zawsze jest przestrzegana, a w przypadku  pana Boll leży ona w nieco innym miejscu niż dla innych twórców. Przyznaję się bez bicia, że ogólnie na „Postalu” nieźle się bawiłem (najbardziej śmiałem się chyba na kocim tłumiku i scenach z Osamą na kursie oraz podczas rozmowy z Bushem, relacja dziennikarki też była boska), pod koniec czułem się już mocno zmęczony, ale do jednorazowego obejrzenia film się nadaje.

Moja ocena: 6/10 

Szpieg / Tinker, Tailor, Soldier, Spy (2011)

[DVD/INNE]


Jeżeli dla kogoś ten film to „dwugodzinny orgazm”, to jego życie seksualne jest raczej na mizernym poziomie. „Szpieg” to film nudnawy. Anachroniczny. O ile takiemu Polańskiemu w „Autorze widmo” udało się trzymać niezłe tempo, to Alfredsonowi przydałaby się viagra (mimo że jest o wiele młodszy od utytułowanego kolegi). Oldman zagrał znakomicie: jest oszczędny, opanowany, świadomy swojej twarzy, nawet jeśli w kilku scenach jest dość zachowawczy. Hardy również mi się spodobał. Zdjęcia są na wysokim poziomie. Muzyka Iglesiasa ja dla mnie oscarowego poziomu nie pokazuje, no ale cóż.

Kłopot w tym, że dla dzieciaka wychowanego na kryminałach, intryga tego filmu okazała się nudna i nieangażująca. Film ma klimat i jest dobrze zagrany, ale takie preparowanie starych filmów ma  sens, o ile te formę wypełnimy dobra fabuła, dobrym aktorstwem i nadamy opowieści właściwe tempo. Fanom gatunku szpiegowskiego film na pewno bardziej przypadnie do gustu. Ja doceniam starania formalne, ale mimo wszystko trochę za mało było tej mąki, aby zaraz brać się za robienie placka. 

Moja ocena: 5+/10

Purpurowy deszcz / Purple Rain (1984)

[DVD/INNE]


„Purple Rain” nie jest filmem muzycznym. To bardziej fabularyzowany koncert. Trudno mówić tu o fabule czy bohaterach. Wszystko jest tutaj pretekstem, aby pokazać jak Prince tańczy, skacze, śpiewa, podskakuje etc, etc. Ja fanem muzyka nie jestem, chociaż przyznaję, że tytułowa piosenka jest kapitalna i w zasadzie cały film oglądałem dla niej. Nie przeczę, reżyserowi udało się zawrzeć w filmie trochę humoru. W pewnym sensie obraz ten to lata 80. w pigułce i jeżeli chciałbym kiedyś komuś pokazać na czy tamte czasy polegały, wedle jakich praw działały, to z pewnością byłaby to jedna z głównych pozycji po które bym sięgnął.    
Nie zmienia to faktu, że bohaterowie i fabuła są nawet nie pretekstem, co wydają się dodane na siłę, niepotrzebnie. Każdy, po skończeniu gimnazjum, byłby w stanie napisać lepszy tekst i zbudować ciekawsze postaci. Scenariusz tego filmu to chyba jeden z najgorszych, jakie w życiu swoim widziałem zrealizowane na ekranie. Przy tym filmy z innymi wokalistami/wokalistami to szczyt perfekcji. Jedynym ciekawym wątkiem „Purpurowego deszczu” jest historia rodziców Kida. Smutna i przejmująca, chociaż ledwie zarysowana historia.


Można obejrzeć, aby poczuć klimat lat 80., posłuchać niezłej muzyki, ale gdyby ten film nigdy nie powstał, niewiele byśmy stracili. 

Moja ocena: 5/10