piątek, 20 stycznia 2012

Nothing is Private (Towelhead) (2007)

[DVD/INNE]


Wow! To się nazywa kino! Po „Czyste  krwi” Ball sporo stracił w moich oczach, ale znalazł się kapitalny sposób na rehabilitację. „Nothing is Private” to gęsta od niuansów opowieść o ludzkiej naturze, w której nic nie jest do końca białe lub czarne, a mnogość odcieni może przyprawić o zawrót głowy. Dawno nie widziałem filmu, w którym znalazło by się tak wielu tak doskonale przedstawionych bohaterów. Pod tym względem ten obraz to mistrzostwo świata. Sieć zależności między bohaterami sprawia, że praktycznie każdy wymyka się jednoznacznej ocenie. Jasira (bardzo dobra Summer Bishi) z jednej strony jest trochę życiowym popychadłem. Każdy się na niej wyżywa, jest idealnym kozłem ofiarnym, na którego w każdej chwili można zrzucić winę. Z drugiej jednak posiada potężna broń, jaka jest nieco przedwcześnie (w stosunku do rówieśników) obudzona świadomość własnej kobiecości, seksualności. Bardzo szybko dziewczyna przekracza granicę, kiedy mogliśmy patrzeć na nią tylko jak na ofiarę. Nie usprawiedliwia to oczywiście np. pana Vuoso, który również przekracza granicę tego, co akceptowalne. Ale czy na pewno posunąłby się w tym przypadku tak daleko, gdyby nie wyczuł swoistego przyzwolenia? Podobnie rzecz się ma w odniesieniu do rodziców dziewczynki. Dla matki jest ona jedynie remedium na samotność, dla ojca z jednej strony powodem do dumy (to, co prawda, nie to samo co syn, no ale lepszy rydz niż nic), z drugiej przedmiotem do wyładowywania frustracji. Ale nawet ich nie oceniałbym do końca negatywnie. I w tym właśnie kryje się piękno tego filmu. Przypomina świetnie oszlifowany diament, który w zależności od rzucanego światła oddaje coraz to inne refleksy.

Do tego „Nothing is Private” to pouczający, ale nie natrętny, film o problemach dzisiejszej Ameryki, która tylko dzieciom w podstawówce może wydawać się oazą tolerancji. Ta wielka machina porusza się tylko „na słowo honoru”, a iskier, które towarzyszą tarciu elementów nikt nie zdoła policzyć.

Nie do końca rozumiem biadolenie ludzi w stylu „To nie jest drugie American Beauty” czy „Szkoda, że Mandes nie reżyserował”. Gówno prawda. Ball poradził sobie zaskakująco dobrze jak na debiut reżyserski. Odpowiednio balansuje postacie, doskonale wie, jak nawet przy minimum czasu, jaki mają na ekranie, wycisnąć z nich jak najwięcej. Poza tym nie rozumiem po co patrzeć przez pryzmat tamtego filmu na następne dzieła jego twórców, zwłaszcza, że są tak bardzo różne?      

Dla mnie „Nothing is Private’ do soczyste, pełne odcieni i niejednoznaczności kino. Znakomite pod względem socjologicznym i psychologicznym, w którym przypinanie etykiet bohaterom z góry skazane jest na niepowodzenie. Plus jak na mój gust naprawdę dobre zakończenie. 

Moja ocena: 9-/10  

1 komentarz: