niedziela, 11 grudnia 2011

Przypadek Stephanie Daley / Stephanie Daley (2006)

[DVD/INNE]


Niezależne kino z oscarową gwiazdą w jednej z głównych ról. Twórcy podjęli się dość trudnego tematu. Mamy tu  gwałt (?), niechcianą ciążę, problemy rodzinne. Wszystko to całkiem nieźle wymieszane. Można było sobie darować motyw poronienia Lydie i nie mieszać tego dodatkowo do filmu, bo śmierdzi to łopatologią. Szkoda też, że sama Stephanie jest tak cholernie bierną osobą. Czyn za który jest sądzona jest w zasadzie jej jedynym aktywnym działaniem, aż chciałoby się krzyknąć „brawo”, gdyby nie kaliber tego czynu. Ogólnie bez rewelacji, ale da się obejrzeć. Tilda wygląda tu bardzo ładnie.     



Moja ocena: 6/10     

Apartament / L'appartement (1996)

[DVD/INNE]



O, proszę. Francuzi czasem potrafią zrobić dobry film. „Apartament” to całkiem godziwa rozrywka na poziomie w towarzystwie pięknej Bellucci i (o dziwo) całkiem seksownego tutaj Cassela. Co prawda fabułę trzeba czasem brać na słowo humoru (te trochę denerwujące przypadki przez które bohaterowie ciągle się mijają). Film jest swoistą mieszanką romansu, filmu sensacyjnego i psychologicznego; dobrze zmontowaną i okraszoną naprawdę niezłą muzyką. Aktorzy też zagrali nieźle i sama historia ładnie się zazębia. Jedynie zakończenie może trochę namieszać. Jedni uznają je za niesatysfakcjonujące, drudzy za jedyne słuszne. Całość ogląda się bez poczucia straty czasu. A to wszystko za 9 zł w MM.

Moja ocena: 7/10 

sobota, 10 grudnia 2011

¥ Stanisław August Poniatowski (2004)

[KSIĄŻKA]

*Stanisław August Poniatowski* ~ Krystyna Zienkowska~
Tytuł oryginału: -
Stron: 452 przekład: -
Wydawnictwo: Ossolineum


Lubię biografie pisane rzez polskich badaczy, które ukazują się w Ossolineum. Wydawnictwo to wciąż jest synonimem rzetelności, dbałości o szczegóły i w swoich publikacjach nie schodzi poniżej pewnego dość wysokiego poziomu. W tę tradycje wpisuje się biografia Stanisława Augusta Poniatowskiego autorstwa Krystyny Zienkowskiej.
Autorka unika gawędziarskiego tylu, który cechuje tylu historyków. Każdy fakt stara się naświetlić z każdej możliwej strony, unikając bazowania na typowych interpretacjach. Nie uderza też w narodowo-świętojebliwe tony nie gloryfikując pewnych toposów naszej historii, ale też nie demonizując ich.
Życie ostatniego króla Poniatowskiego przypadło na ważne czasy, wiele ciekawych i dramatycznych wydarzeń miało wtedy miejsce, a Zienkowska opowiada o nich wszystkich wyczerpująco, ciekawie, bez natrętnego fabularyzowania i gawędziarstwa. Zacna, ciekawa i bardzo dobrze napisana lektura.     

Moja ocena: *****/6 

Jagodowa miłość / My Blueberry Nights (2007)

[DVD/INNE]


Niesamowita Norah Jones, cudowne neonowe kolory, dodatki w postaciach Jude’a Law’a, Natalie Portman i Rachel Weisz a to wszystko w sosie Kar Wai Wonga. Brzmi jak przepis na wyśmienite danie i nawet jeśli ostatecznie daleko „Jagodowej miłości” do uczty kinomana to całkiem urocza propozycja dla zgłodniałych estetycznych wrażeń.
Film ma ciekawe postacie i motywy (zbieranie kluczy), jest naprawdę ładnie sfilmowany i nieźle zagrany (Norah częściej mogłaby grać, witać talent muzyczny to jej nie jedyny atut). Ścieżka dźwiękowa jest zachwycająca, poszczególne piosenki zostały dobrane z takim wyczuciem, że dźwięki stają się tu czymś więcej niż tylko tłem dla bohaterów. To wszystko jest bardzo fajne, problem polega jednak na tym, że sama historia Elizabeth jest trochę nudna. Mnie osobiście trochę trudno uwierzyć w to dojrzewanie bohaterki, dla mnie po koniec była taka sama jak na początku wyprawy. Może dlatego, że poszczególne części  są bardziej opowieścią o ludziach, których spotyka Elizabeth, a nie o ich wpływie na jej życie. Liz jest bardziej bierną obserwatorką niż aktywną uczestniczką wydarzeń, nie potrafi przejąć inicjatywy.  
Niemniej „Jagodowe noce” to uroczy film i warto muz zarezerwować  100 minut z życia. Naprawdę nie muszę dodawać, że wszyscy wolimy mistrza Wonga w bardziej wschodnim wydaniu:)

Moja ocena: 6/10    i wielki plus za ścieżkę dźwiękową.

Kobieta, która pragnęła mężczyzny / Kvinden Der Drømte Om En Mand (2010)

[KINO]


Dożyłem czasów, w których polski aktor zagrał oscarową rolę. Dorociński musi być wybitnym aktorem, a Richter niewiele mu ustępuje, skoro grając w tak groteskowym filmie potrafił zachować kamienną twarz i grać na poważnie. Film, który w założeniu twórców miał być dramatem (thrillerem?) psychologiczno - erotycznym stał się komedią, całkiem niezłą. Mniej więcej od połowy publiczność w kinie, ze mną na czele, wybuchała niekontrolowanym śmiechem w najbardziej dramatycznych scenach. „Kobieta, która pragnęła mężczyzny” to obraz tak groteskowy, że śmiech wydaje się jedyną reakcją obronną organizmu (poza wymiotowaniem), która pozwala dotrwać do końca. Co do napięcia erotycznego, to „Nagi instynkt”, któremu niedługo stuknie 20 lat, ogląda się z większym zainteresowaniem niż tyłek Dorocińskiego i średnio ciekawą Richter. Jedyne, co jest niezwykle śmiałe w tym filmie to fakt, że twórcy mieli odwagę coś tak złego w ogóle oddać do dystrybucji. Wszystko od quasi-onirycznego klimatu, przez erotykę po psychologię jest tu po prostu tanie. Ale przynajmniej uśmiałem się nieziemsko.

Moja ocena: 2/10    

piątek, 9 grudnia 2011

Druhny / Bridesmaids (2011)

[DVD/INNE]


Że niby najśmieszniejsza komedia roku? Że niby rewelacja? Sorry, ale chyba inne „Druhny” widzieliśmy. Trudno o bardziej żałosną próbę imitacji komedii kumpelskiej. Zamiast zrobić zabawne, emancypacyjne kino twórcy zwyczajnie wymienili facetów na kobitki i powielili schemat znany z chociażby również nie do końca udanego „Kac Vegas”. Efekt może nie nadaje się do utylizacji, ale dobrze też nie jest. Kilka scen faktycznie się udało, ale jest też wiele zupełnie bez potencjału, nudnych i przeciąganych (jak przyjęcie zaręczynowe). Całość ratują aktorki, chociaż Kristen Wiig mocno irytuje tym jak bardzo się stara być zabawną na siłę. Bardzo żałuję, że Rita nie miała większego pola do popisu, była z pewnością najzabawniejszą bohaterką, a ma ledwie kilka scen.

„Druhny” to najbardziej przereklamowana komedia roku. Dobrego humoru w nich jak na lekarstwo, ale zdesperowani pewnie będą zadowoleni.



Moja ocena: 6-/10

Wredne dziewczyny / Mean Girls (2004)

[DVD/INNE]


Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że „Wredne dziewczyny” będą kompletną stratą czasu. Nie znoszę McAdams, nie przepadam za Lohan no i jest to jeden z ulubionych filmów Mariah Carey co raczej nie brzmi zbyt zachęcająco. Nic bardziej mylnego! „Mean girls” to nie tylko film zabawny, ale i niegłupi. Komizm w każdej odmianie jest tu nienachalny i dobrze przemyslany. Może nie wybuchałem na tym filmie szaleńczym śmiechem, ale chichotałem praktycznie od początku do końca. Bohaterowie są sympatyczni, a cały film całkiem nieźle odsłania mechanizmy rządzące szkołami, hierarchizację uczniów, durną chęć przynależności do „elity”, która okazuje się niezłym bagniskiem w którym bardzo łatwo ugrzęznąć po szyje. 

O dziwo aktorki i aktorzy spisali się całkiem nieźle. Lohan nie błaźni się, a Tina Fey zaczyna być jedną z moich ulubionych aktorek komediowych. „Wredne dziewczyny” to idealna propozycja dla osób szukających niezobowiązującej, ale mimo to całkiem inteligentnej komedii o nastolatkach. Rzecz do wielokrotnego użytku.



Moja ocena: 7+/10

czwartek, 24 listopada 2011

Miss Kicki (2009)

[KINO]


Miss Kicki to dobry przykład na to, że czasem nawet bardzo ciekawi bohaterowie, subtelna narracja i niezły pomysł przegrywają walkę z barkiem fabuły. Bo to właśnie postaci są siłą tego filmu. Matka, która nigdy nie miała więzi z wychowywanym przez babcię synem zabiera go w podróż do Tajwanu. Niby dla spędzenia wspólnego czasu z dzieckiem „żeby się lepiej poznać”, ale nawet tu je intencje nie są do końca szczere. Chłopiec, który liczył na to, że tym razem matka rzeczywiście poświęci mu trochę czas srodze się rozczaruje. Pani Kicki woli popijawki z właścicielem pensjonatu lub czatowanie pod gabinetem mężczyzny dla którego tak naprawdę tu przyjechała. Namiastką relacji będzie poznanie miejscowego chłopca, który jednak też swoje za uszami będzie miał.

Wzajemne emocjonalne powiązania między postaciami zdecydowanie są interesujące. Ciekawe tym bardziej, że opowiadane w bardzo oszczędny sposób – zarówno przez aktorów, ja i reżysera. Kilku rzeczy musimy się domyśleć, nie wszystko zostaje podane wprost. Delikatnie zabarwiona homoerotyką relacja między chłopcami też wypada na ekranie subtelnie i nienachalnie.      
Problem w tym, że o ile sami bohaterowi są bardzo ciekawi, to akcja – ściślej to, co dzieje się z bohaterami, wypada bardzo nieporadnie, czego punktem kulminacyjnym jest porwanie. Scenarzysta nie miał do końca pomysłu na film, więc utkał zupełnie nieprzekonywująca fabułę dla której wymyśleni bohaterowie są po prostu za dobrzy. Ten zgrzyt psuje przyjemność oglądania. Nawet otwarte zakończenie nie osłodziło mi całości.
Wielbicielom wyciszonych filmów skupiających się na postaciach, a nie na fabule „Miss Kicki” z pewnością nie rozczaruje. Film obejrzałem z przyjemnością i pewnie jeszcze kiedyś do niego wrócę.

Moja ocena: 6+/10  

Jestem legendą / I Am Legend (2007)

[DVD/INNE]


Lawrence zdecydowanie powinien skupić się na reżyserowaniu teledysków. Na tym polu sprawdza się nieporównywalnie lepiej niż przy fabularnych filmach pełnometrażowych czego „Jestem legendą” jest najlepszym przykładem.
Nie znam literackiego pierwowzoru, ale podejrzewam, że wszelkie przebłyski intelektu film zawdzięcza właśnie jemu. Obraz z jak zwykle seksownym Willem Smithem to przede wszystkim przeraźliwie nudny film, w którym kilka ciekawych aspektów zarysowanych jest tak cienką linią, jakby twórcy bali się, że sam kontur wystraszy troglodytów z kin. Pomijając już nudę i jałowość fabuły, efekty specjalne są miejscami strasznie niedopracowane. Niektóre ujęcia robą spore wrażenie, muzyka też zaznacza swoją obecność, ale to wszystko nie daje nawet filmy niezłego czy przyzwoitego. A przecież „Dystrykt 9” udowodnił, że można robić  kino sci-fi intrygujące, niejednoznaczne, ciekawe.      

Moja ocena: 3/10

Teoria chaosu / Chaos (2005)

[DVD/INNE]



Choroba i przymusowy pobyt w łóżku sprawił, że filmy zalegające moje półki od lat nagle zaczęły kusić, zwłaszcza, że u mnie przeziębienie czasem idzie w parze w bezsennością. „Teoria chaosu” miała być jednym z bezmózgich zapełniaczy czasu w stylu „Córki prezydenta”, tylko z większą ilością słowa „fuck” w najróżniejszych kontekstach. Koniec końców film nie okazał się aż taką stratą czasu. Owszem, to nadal przeciętna Hollywoodzka produkcja, w której pełno przekalkowanych motywów i chwytów z setek innych podobnych obrazów. Fachowo zrealizowana, z kilkoma znanymi twarzami, które ładnie prezentują się na plakacie. Na szczęście twórcy fundują nam kilka zwrotów akcji, w sumie mało rozgarniętych (trzymających się kupy) i nieszczególnie zaskakujących, ale zawsze – można było iść po najmniejszej linii oporu. Ryan Philippe jest tak ładnym mężczyzną, że mógłby robić za element scenografii, a i ta skupiałby na sobie więcej uwagi niż te wszystkie wybuchy, pościgi, strzelaniny (zresztą do obsady wzięto go chyba tylko po to, aby umilić czas towarzyszkom męskiej części widowni, które tym razem musiały swoje odsiedzieć w zamian za męki swych partnerów podczas wyprawy na kolejną część „Zmierzchu”). Początkowo jego postać jest mało interesująca, ale z czasem to on staje się prawdziwym bohaterem filmu. Ciekawie wypada na ekranie to, jak szybko mody policjant adaptuje dość kontrowersyjne podejście do zasad i prawa swojego starszego kolegi. Początkowo je kwestionuje by następnie na własnej skórze przekonać się, że balansowanie na granicy prawa może być równie przydatne w wyciąganiu zeznać, co dostarczaniu adrenaliny. Zresztą topos gliny obrywa tu p uszach nie raz, ale nie będę psuł przyjemności oglądania....

Ogólnie całkiem niezłe, chociaż schematyczne kino.

Moja ocena: 6/10

poniedziałek, 14 listopada 2011

Tristan i Izolda / Tristan + Isolde (2006)

[DVD/INNE]



„Tristan i Izolda” to fantastyczny materiał na film, ale tylko w rękach bardzo dobrego, inteligentnego, umiejącego żonglować emocjami reżysera. Kevinowi Reynoldsowi żadnej z tych cech bym nie przypisał. Stworzył zatem kino strawne, ale nieporywająca na żadnym poziomie.

Sophia Myles nie dość, że jest śliczna, to zagrała znakomicie. O Jamesie Franco nie mogę tego powiedzieć. Jest on dobrym aktorem (ponadto prywatnie to jedna z moich ulubionych osób z Hollywood), rola Tristana rozłożyła go jednak na łopatki. Rufus Sewell w roli lorda Marka ma w sobie zdecydowanie więcej charyzmy, seksapilu i magnetyzmu, żadna więc kobieta nie wybrała by Tristana mając przy boku Marka. Aktor jest aż za dobry na tę rolę, przez co Franco wpada jeszcze bladziej.

Zdjęcia są dobre, chociaż w scenach walki kamera jest zbyt chaotyczna i czasem zupełnie nie wiedziałem, co dzieje się na ekranie. Turniej o rękę Izoldy przypomina miejscami „Gladiatora”. Ciekawa jest również muzyka.

 

Fabularnie niestety otrzymujemy coś w rodzaju popłuczyn po erotycznym trójkącie, który w oryginale wypadał znakomicie. Nawet pogadanki Tristana o obowiązku i powinności wypowiadane są bez przekonania, przez co potencjał opowieści zupełnie nie został wykorzystany.

Piękna i utalentowana S. Myles, ptfu, to znaczy Izolda.

Jednak Myles, Sewell, zdjęcia i muzyka wystarczająco podciągają całość, aby dało się to obejrzeć.       

Moja ocena: 5/10   

Przygody TinTina / The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn

[KINO]

Nie, nie nie. Spielberg zmasakrował TinTina. Nie spodziewałem się po nim czegoś więcej niż dobrego film, ale nawet to zostało nam oszczędzone. Zamiast przygód TnTina dostajemy Indianę Jonesa 5 po liftingu w motion capture. A ponieważ jestem antyfanem Indiany, kinowego TinTina oglądałem z lekkim bólem, bowiem kreskówkę o nim w dzieciństwie bardzo lubiłem.

Owszem, dziełu Spielberga nie można zarzucić dopieszczenia grafiki, która miejscami prezentuje się cudownie. Film jest absolutnie znakomicie zmontowany, nie brak w nim również akcji. To ostatnie to jednak nie zaleta. Reżyser onanizuje się słowem akcja serwując nam jedną szarżę za drugą co w drugiej połowie sprawia, że widz zupełnie traci zainteresowanie tym, co dzieje się na ekranie. Akcji jest t tyle, co w pornosie zbliżeń na waginy i penisy.  Pojedynek między głównymi antagonistami na przystani poraża brakiem smaku. Sama intryga schodzi na drugi, a miejscami na trzeci plan, przez co miejscami w ogóle zapominałem o Jednorożcu i jego tajemnicy. Williams powinien przejść na emeryturę, a pisze to z ciężkim sercem. Taką partyturę napisać mógł pierwszy solidny wyrobnik z Hollywood. Film ratuje tempo i humor.

Jeśli pójdę na drugą część do kina, to tylko dlatego, że Jacksona cenię wyżej niż Spielberga i będę ufał, że on zrobi lepszy film. Dla fanów orgiastycznej akcji „Przygody TinTina” będą niezłą pożywką, dla mnie okazały się raczej beznamiętną rozrywką w średnim wydaniu.

Moja ocena: 6-/10     

niedziela, 13 listopada 2011

Śmierć i dziewczyna / Death and the Maiden (1994)

[DVD/INNE]


Można otworzyć szampana, w końcu jakiś ciekawy film Romka. Mocno teatralny, ale mimo wszystko interesujący, dobrze zagrany, wciągający. Film ma naprawdę niezłe dialogi, interakcje między bohaterami ogląda się bez cienia znużenia. Pokazanie relacji kat-ofiara oraz swoiste rozważania na temat tego, gdzie można posunąć się w imię sprawiedliwości, co wiele mówi o naturze ludzkiej, to był strzał w dziesiątkę. Po tym filmie zdecydowanie bardziej interesuje mnie „Rzeź”. Wart zobaczyć.

Moja ocena: 7/10 
    

Potwory i spółka / Monsters, Inc. (2001)

[DVD/INNE]


Największą zaletą „Potworów i spółki” jest to, że po dekadzie wizualnie animacja wciąż prezentuje się bardzo ciekawie. Kolory cieszą oko, zachowana została płynność ruchów. jednak fabularnie obraz mocno zawodzi. Historia ma niezłe tempo, ale kolejne wydarzenia próbują tylko odwrócić uwagę od barku naprawdę dobrych pomysłów zarówno na postaci, jak i intelektualnego utykania tej bajki. Nie nudziłem się na „Potworach”, ale to zasługa sprawnej reżyserii i tempa właśnie, natomiast na poziomie intelektualno-emocjonnym „Potwory” pozostawiły mnie potwornie obojętnym. Pochodzący z tego samego roku „Shrek” to zupełnie inna klasa; gdzie omawiany fil pełnić może co najwyżej role supportu przed prawdziwą gwiazdą. Dzieciom Jednak będzie się podobało i to bardzo.          

PS. Oscar za piosenkę roku to był jeden z najmniej smacznych żartów Akademii poprzedniej dekady.  

Moja ocena: 6/10 

¥ Pisarze nawróceni. Inspiracja duchowa w epoce niewiary (1999)

[KSIĄŻKA]

*Pisarze nawróceni. Inspiracja duchowa w epoce niewiary * ~ Joseph Pearce~
Tytuł oryginału: Literary Converts: Spiritual Inspiration in an Age of Unbelief
Stron: 614 przekład: Robert Pucek
Wydawnictwo:  Fronda



Dałem się zwieść okładce. Liczyłem na ciekawe rozważania na temat duchowej drogi takich pisarzy jak Wilde, Tolkien, Lewis. Wydałem więc moje ciężko wyciągnięte od rodziców pieniądze i pupa. To w sumie sprytny zabieg wydawcy; gdyby umieścił na okładce portrety pisarzy, o których najwięcej napisano w książce pewnie niewiele osób by ją kupiło.

Pomijając to rozczarowanie nie mogę napisać, że „Pisarze nawróceni” to powieść godna polecenia. Sam autor nie ukrywa swoich prokatolickich poglądów, co niestety odbija się na materiale. Chyba od lat 70. panuje w Stanach moda na pisanie dzieł historycznoliterackich, w których odautorskie komentarze, wplatanie własnych opinii jest w dobrym guście. Mnie osobiście trochę to odrzuca, a tak styl zarezerwowany powinien zostać dla eseistyki, ewentualnie książek popularno-naukowych. Skoro badacz nie potrafi zachować obiektywizmu, nie potrafię poważnie jego dzieł traktować. Pearce spycha na margines wszelkie antykatolickie, nawet jeśli bardzo trafne, uwagi, eksponując punkt widzenia, któremu światopoglądowo sprzyja. Przymyka oko na potknięcia swoich bohaterów, wytykając jednocześnie najdrobniejsze błędy ich przeciwników. Ponadto, autor przesycił powieść swoimi komentarzami, duchem świętym i kościelnymi kadzidłami, przez co jest strasznie duszna.

Niemniej kilku ciekawych rzeczy się dowiedziałem, a i z kilkoma wspomnianymi książkami z pewnością się zapoznam. Cenny jest również rys epoki, w której konwersji było naprawdę dużo. Warto więc zastanowić się nad ich przyczynami. Poznawczo jednak ta pozycja mocno zawodzi.
      
Moja ocena: **/6

piątek, 11 listopada 2011

Pieskie popołudnie / Dog Day Afternoon (1975)

[DVD/INNE]



Lumet stanął na wysokości zadanie i stworzył znakomity film, który wymyka się ścisłym podziałom gatunkowym. Nie pamiętam Ala Pacino w lepszej formie (chociaż wciąż wiele filmów z jego udziałem przede mną), natomiast sama fabuła z biegiem czasu zamiast nużyć staje się ciekawsza, potrzeba lepszej rekomendacji?

To miał być prosty napad na bank, ale o początku wszystko idzie nie po myśli Sonny’ego. Wszystko wymyka się spod kontroli, a cholernie niebezpieczna sytuacji nieoczekiwanie przeradza się w swego rodzaju spektakl, który wiele mówi o społeczeństwie, które już niedługo przekraczać będzie wszelkie granice, aby tylko ogrzać się w świetle jupiterów.

Film, oprócz tego że trzyma w napięciu i ma znakomite tempo, jest arcyciekawy pod względem psychologicznym. Co więcej nie dotyczy to tylko jednej czy dwóch postaci. Oprócz Sonny’ego, Sala czy Leona mamy przecież ważne postaci „zakładniczek” czy bohatera zbiorowego, jaki jest tłum gapiów, który w ciągu chwili może pokochać i zrobić z kogoś gwiazdę, by chwilę później wygwizdać i zepchnąć do roli zwykłego rabusia. Ciekawie wypadło też przedstawienie chaotycznego działania policji i braku koordynacji ze służbami federalnymi. Świetny montaż i reżyseria, znakomite aktorstwo i wielowarstwowi bohaterowi są silną stroną tego filmu, którego nikt nie powinien przegapić.  

Moja ocena: 8/10 

¥ Back in The DDR i inne opowiadania (2010)

[KSIĄŻKA]

*Back in The DDR i inne opowiadania* ~ Andrzej Kasperek~
Tytuł oryginału: -
Stron: 236 przekład: -
Wydawnictwo: Słowo / Obraz Terytoria



Czułbym się niestosownie oceniając książkę własnego polonisty; człowieka o ogromnej wiedzy i sporym talencie do jej przekazywania.  Osoby potrafiącej stymulować do pracy nad sobą w wielu dziedzinach, nie tylko tych ściśle związanych z wykładanym przedmiotem. Skupie się zatem po prostu na tym, co mi się w „Back to DDR” podobało, a co nie.

Przede wszystkim nie przepadam za szeroko pojętą prozą wspomnieniową, która zazwyczaj odrzuca albo autokreacjonizmem, albo zbytnim sentymentalizmem, a często obiema rzeczami na raz. Nie przepadam też za Żuławami, na których spędziłem 8 lat mojego życia, do których bardzo rzadko wracam pamięcią z uśmiechem. Na szczęście zbiór Kasperka nie jest typowym sielankowym wspomnieniem. Sentymentalne spojrzenie nawet jeśli się pojawia nie jest zupełnie wyzute z krytycznego podejścia do wspomnień, a i posmak rozczarowania w pewnym momencie zaczyna być wiodący. Wspomnienia nie są poukładane w logicznym ciągu, książka ma raczej charakter zbioru opowiadań (jak zresztą mówi sam tytuł), które mają za zadanie dać wgląd w pewną nie do końca zarysowaną tu całość; szkicują ją zostawiając sporo miejsc białych.

Jest tu i humor, który zapamiętałem z licealnych lekcji, ale też z pewnością lepiej widzę teraz portret człowieka, którego kiedyś los postawił na mojej drodze. Z pewnością wciąż dostrzegam tylko pewien fragment, jednak zdecydowanie większy niż dotychczas.

Jeżeli ktoś interesuje się Żuławami, prl-owskim Gdańskiem, klimatem studiów w czasach przed Internetem i seansów filmowych doby cenzury z pewnością miło spędzi czas z lekturą   

czwartek, 10 listopada 2011

Człowiek ringu / Cinderella man (2005)

[DVD/INNE]



Howarda jako reżysera nie cenię w ogóle. Zaliczam go do typowych wyrobników, którzy potrafię idealnie wstrzelać się w oczekiwania mas, co też tłumaczy sukcesy jego filmów. Filmów, które zazwyczaj ją miałkie, intelektualnie obojętne, emocjonalnie wybiórcze. Dokładnie taki jest „Człowiek ringu”, którego angielski tytuł idealnie oddaje zawartość.
Otrzymujemy zatem kolejną opowieść ku pokrzepieniu serc przyciętą i przypudrowaną tak, aby była łatwostrawna, z bardziej podatnych wycisnęła łzę i przyniosła nadzieję n lepsze jutro.  Co jest swoistym paradoksem, oparta na faktach opowieść o Braddocku jest mniej autentyczna niż fikcyjne „Za wszelką cenę”, które to zdecydowanie lepiej oddaje świat, w którym żyjemy.

Nie przeczę, Howardowie udał się uszyć całkiem zgrabnie ten film. Kilka scen jest naprawdę dobrych, całość nie przynudza. Z aktorów najbardziej podobał mi się  Paul Giamatti, za którym nie przepadam. jego postać interesowała mnie jednak o wiele bardziej niż nie do końca wydarzona Zellweger czy wyjątkowo labradorowaty w swej kreacji Crowe.  

Jako zapychać jesiennych wieczorów „Człowiek ringu” na pewno nie zawiedzie. jednak tego typu historie do mnie od dawna już nie przemawiają, niestety.

Moja ocena: 6/10

Drzewo życia / The Tree of Life (2010)

[KINO]


Na „Drzewo życia” szedłem z wielkimi obawami, trudno było usłyszeć dobrą opinię o tym filmie. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że otrzymałem film ciekawy i niegłupi. Nie wiem zatem, czy to ja mam zbyt małe wymagania, czy pozostała część widowni w którymś momencie się zgubiła.

„Drzewo” to bardzo interesujący obraz świata rozprzężonego pomiędzy dwiema drogami, zapadającego się w szczelinę tym rozprzężeniem spowodowaną. Matka i Ojciec symbolizują te dwie drogi, pewni swoich racji, każde z nich jednak błądzi, co odbija się na ich synu, szerzej na otaczającym ich świecie, który  nie jest bezpiecznym miejscem. Każdy błąd może okazać się fatalny w skutkach, pojedyncze potknięcie pociąga za sobą kolejne. Nawet najlepsze intencje nie oznaczają zwycięstwa, co doskonale widać na przykładzie Matki. Na pierwszy rzut oka chodząca dobroć, przepełniona ideałami miłości kobieta, koniec końców ponosi nie mniejszą winę niż Ojciec, reprezentujący wszak zupełnie inną ścieżkę. Oboje przegrywają. W którą stronę zatem iść, można zapytać?   

Osobną kwestię stanowi kontemplacyjna część filmu, która potrafi zachwycić, ale i zmęczyć swym majestatem. Może rzeczywiście między tymi częściami brak odpowiedniego spoiwa, ale szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego filmu w innej formie. Może właśnie przez tę „skazę” tym bardziej zaktywizowałem się do odbioru „Drzewa”. Mnie bardziej przeszkadzało to, że obraz ten jest trochę zbyt prosty. Przydałoby się tu kilka zawodników, miejsc, gdzie można by postawić znak zapytania, czegoś, co sprowadzałoby myśli do „Drzewa” raz po raz. Możne też by go trochę skrócić (o jakieś 10-15 minut, pod koniec miałem wrażenie, że reżyser kończy film kilka razy) Pomijając ten aspekt, otrzymałem film, który oglądałem z nieukrywaną ciekawością, prosty lecz mądry, bardzo dobrze zagrany (do tego Jessica Chastain wygląda tu przepięknie). Nie porywający, lecz przykuwający uwagę. Ponownie zatem pojawia się pytanie, czy to krytyka niesłusznie zjechała ten film, czy to ja mam zbyt proste gusta? jakakolwiek byłaby odpowiedź, cieszę się, że  wybrałem się n niego do kina.     

Moja ocena: 7/10    

środa, 26 października 2011

Powrót do Brideshead / Brideshead Revisited (2008)

[DVD/INNE]


O „Powrocie do Brideshead” przypomniałem sobie czytając „Pisarzy nawróconych”, książkę, która w pewien sposób opisuje szał konwertytów, który ogarnął Wielką Brytanię w początkach XX wieku. W pewnym sensie lektura ta pomogła mi się wgryźć w klimat filmu. Szkoda tylko, że reżyser porzucił potencjał filmu tkwiący w rozterkach związanych z wiarą lub jej brakiem, poszukiwaniem owej. „Powrót” skupia się na relacjach miłosnych bohaterów, które delikatnie mówiąc są średnio atrakcyjne. Twórca zbyt zdystansował się wobec prawdziwych problemów swoich postaci, przez co film i jego bohaterowie są niespójni. Z drugiej strony oglądanie obrazu nie boli. W pamięć zapada piękna, subtelna muzyka i znakomite zdjęcia, które pozwalają rozkoszować się audiowizualną stroną filmu. Plus również za dobór aktorów.  

Moja ocena: 6/10       

piątek, 30 września 2011

¥ Bombel (2004)

*Bombel* ~ Mirosław Nahacz~
Tytuł oryginału: -
Stron: 156 przekład: - 
Wydawnictwo: Czarne

Nahacz to był jednak utalentowany pisarz. Do dziś nie mogę przeboleć, że ten młody człowiek się zabił, aczkolwiek szanuję jego decyzję.  Druga w jego dorobku powieść, „Bombel” to poniekąd nowoczesna powieść dygresyjna. Główny bohater, wiejski pijaczek lubujący się w siedzeniu na przystanku, obalaniu różnych, tanich trunków jest postacią równie zabawną, co smutną. Nahacz znakomicie potrafił wykorzystać potencjał komiczny takiego bohatera. Jego dzieło jest szalenie zabawne, pełne ciekawych obserwacji mieszkańców dzisiejszej wsi, którym przyszło żyć w „nowej” rzeczywistości. W warstwie językowej powieść ta miejscami jest fascynująca; co prawda nie zawsze udaje się Mirkowi zabawa słowem na najwyższym poziomie, ale i tak podejrzewam, że niejedna językoznawcza praca dyplomowa mogłaby w oparciu o tę powieść powstać.
„Bombela” czyta się błyskawicznie. Historie, anegdoty, które co chwilę zaburzają główny kręgosłup fabuły wzbogacają tę książkę niepomiernie. Zdecydowanie najzabawniejsza opowieść, jaką w tym roku przeczytałem. I Kawał bardzo przyzwoitej literatury.        


Moja ocena: ****/6 

Pewnego razu w Rzymie / When in Rome (2010)

[DVD/INNE]


„Pewnego razu w Rzymie” to jeden z tych obrazów, który jest tak potwornie zły, że aż cudowny. Od mniej więcej 5 minuty już wiedziałem, że będzie to jedne z najgłupszych filmów ever. Nie mam pojęcia, kto wyłożył na to kasę, ani co zmusiło aktorów takich jak Huston, DeVito czy Pace, aby tu wystąpić. Nie wierzę, że czytając scenariusz nie dostrzegali żenującego poziomu tej produkcji. Nie przeczę, śmiałem się na tym filmie trochę, lecz to nieudolność twórców, tak oczywista, że wprawiająca w osłupienie , była tego powodem. Polskie komedie romantyczne znalazły godnego rywala w walce o tytuł największej kupy świata. Co gorsza, sami twórcy chyba mieli tego świadomość, bowiem próby budowania dystansu do całej opowieści tylko bardziej pogrążyły ten film.  

Moja ocena: 1/10 (!) (ostatnią jedynkę wystawiłem w 2008 roku)

czwartek, 22 września 2011

Roman Polański. Ścigany i pożądany / Roman Polanski: Wanted and Desired (2008)

[DVD/INNE]



Trochę zawiodłem się na filmie „Roman Polański. Ścigany i pożądany”. Nie dlatego, że to kino złe (bo w tym wypadku jest niezłe). Autorka jednak zamiast skupić się na samym Polańskim, na tym co zrobił, bardziej zainteresowana jest atmosferą samego procesu, tym, co się wokół niego działo. Do połowy film jest jeszcze (dla mnie) ciekawy. Reżyserka stara się pokazać jak słynny reżyser z bohatera staje się przestępcą. Przygląda się jego rodzinnym tragediom (chociaż za często przywoływane jest dzieciństwo Romka) i stara się zająć czynem reżysera w tym właśnie kontekście. Potem jednak zatrzymuje się w pół kroku i zaczyna nawijać o samym procesie, stronniczym sędzi, spolaryzowanej prasie z Europy i Stanów, etc. To jest ciekawe, nie przeczę, nie tego jednak chciałem się dowiedzieć. Nie powinno porzucać się swego bohatera dla otoczki, lecz umiejscowić go w niej, nie tracąc go z oczu.  Zenovich traktuje zaś Polańskiego jako pretekst do pokazania mechanizmów (nie)sprawiedliwości, massmediów, które stawały się wtedy „czwartą władzą” (a może nawet pierwszą?). 

Moja ocena: 6/10

Sucker Punch (2011)

[DVD/INNE]


Są filmy, w których przerost formy nad treścią nie boli. Owszem, takie dzieła należą do wyjątków, ale czasem, się zdarzają. „Sucker Punch” z czystym sumieniem mogę do nich zaliczyć. Wyobraźnia Snyder jest miejscem całkiem fascynującym, nawet jeśli bardzo nieuporządkowanym i nieoszlifowanym. Konstrukcyjnie film jest bardzo ciekawy (trzypłaszczyznowa rzeczywistość to fajny pomysł, wydaje mi się, że coraz częściej reżyserzy będą teraz tak tworzyć filmy).  Sceny znakomite sąsiadują tu z groteskowo głupimi. Wizualnie film przypomina grę komputerową (w sumie szkoda, że „Sucker Punch” nie wyszedł jako gra na PC. Byłaby to najbardziej epicka rozpierducha dekady), czasem irytuje, czasem niepomiernie ciekawi.  Cornish i Isaac są nieźli, szkoda tylko, że panie grające główne role prezentują się niczym aktorki z filmów porno.  Emily Browning od początku wydawała mi się znajoma, dopiero po seansie sprawdziłem, że grała w „Serii niefortunnych zdarzeń”.

Cały czas oglądając „Sucker Punch” zdawałem sobie sprawę z niesamowitego potencjału, jaki kryje w sobie ta opowieść. Mam nadzieję, ze za kilka(naście) lat ktoś odkopie ten projekt i zrobi go od nowa. Zbuduje lepszą fabułę, zatrudni dobrą obsadę i skupie wszystkim dupska. Dzieło Snydera spotkało się z dużą krytyką i wcale się nie dziwię temu zjawisku. Ja dałem się porwać ogłupiającej akcji, intrygującej stronie wizualnej i potencjałowi tej historii, nawet jeśli jest on wykorzystany tylko w 1/3. Snyder ma własny styl, idzie własną drogą i ja ciągle jestem ciekaw, dokąd go ona zaprowadzi. Ten cały chaos w jego pracy ma w sobie coś ciekawego.   

Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 19 września 2011

Pokój z widokiem / A Room with a View (1985)

[DVD/INNE]



OMG! Jedno z największych rozczarowań w tym roku. W głowie mi się nie mieści, jakim cudem Ivory mógł podpisać się pod tym. Ten film jest tak naiwny, tak anachroniczny, że aż boli. „Pokój z widokiem” bazuje na sprawdzonych schematach komedii, zarówno teatralnej, jak i tej filmowej sprzed kilku dekad. Jeśli taki film powstałby pod koniec lat 30. czy w latach 40., to obejrzałbym go jako ciekawostkę. Zrealizowano go jednak w połowie lat 80. I niestety to czuć, Film ogląda się jak spreparowany; razi próbą bycia na siłę czymś, czym nie jest.  Niektóre sceny, jak pocałunek Lucy i Emersona we Włoszech, wyglądają, jakby kręcił je amator. Miejscami szwankuje montaż. Gdyby nie Smith nie byłoby się z czego śmiać. Ona i Day-Lewis zagrali najlepiej z całej ekipy. Bonham Carter była natomiast nieco denerwująca. Całość oglądało mi się okropnie. Nawet ta świadoma literackość w innych warunkach mogłaby być zaletą, jednak tu tym mocniej irytowała. Film bez polotu, bez emocji, bez humoru, wciśnięty w ciasny gorset, w którym nie może oddychać i w pewnym momencie zdycha.  

Moja ocena:5/10

¥ Czarnoksiężnik z Archipelagu / A Wizard of Earthsea (1968)

[KSIĄŻKA]

*Czarnoksiężnik z Archipelagu* ~ Ursula K. Le Guin
 Tytuł oryginału: A Wizard of Earthsea
 Stron: 189 przekład: Stanisław Barańczak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie


Wow! To się dopiero dobra powieść fantasy! Całość zaczyna się dość typowo: bohater sierota (no, półsierota, ale ojciec i tak ma go w czterech literach) stopniowo odkrywa w sobie magiczne moce. Młodzieniec ma ciągoty do władzy, jest pyszny i niecierpliwy. To doprowadzi go na skraj śmierci, ale też paradoksalnie przyczyni się do jego odrodzenia, jako człowieka.
„Czarnoksiężnik z Archipelagu” to mądra, dobrze napisana i wciągająca opowieść o dojrzewaniu do wiedzy i władzy, o nauce pokory, o konfrontacji z przeznaczeniem. Autorka nie idzie na łatwiznę, dzięki czemu udaje jej się stworzyć nietuzinkowych bohaterów. Ged na początku może irytować, lecz tym bardziej zmiana jaka w nim zachodzi jest bardziej autentyczna, a przecież wystawiony będzie jeszcze na niejedną pokusę. Le Guin tworzy dość spójny i logiczny obraz magii, jej natury. Udało się jej również skonstruować w miarę ciekawy świat. Swoją drogą, „Czarnoksiężnik z Archipelagu” miejscami bardzo przypomina Harry’ego Pottera, chociaż amerykańska pisarka uderza w zupełnie inne tony. „czarnoksiężnik” jest zdecydowanie poważniejszy w nastroju, można nawet powiedzieć bardziej dojrzały.
Jeśli ktoś lubi fantasy, a jeszcze nie czytał, to marsz do biblioteki!

Julie i Julia / Julie & Julia (2009)

[DVD/INNE]


„Julie & Julia” to ciepły film, w którym relacje idolka-fanka ukazane zostały z różnych perspektyw. Ephron pokazuje, jak impuls spowodowany zachwytem na kimś, jego życiem może skłonić nas samych do zmian w swoim własnym świecie. I to ten impuls motywacyjny wydaje się być ważniejszy, niż to, jak ma się nasze wyobrażenie o ubóstwianych osobach w odniesieniu do rzeczywistości.  Sama droga ku zmianom też nie jest usłana różami, trzeba więc zakasać rękami i… piec.
Ephron stworzyła film ciepły, sympatyczny, dający się lubić. Nie do końca poradziła sobie natomiast z dwiema równorzędnymi opowieściami. Zdarza jej się nużyć i dwie godziny trochę dają się we znaki. Meryl Streep jest jak zwykle cudowna (i po raz kolejny udowadnia, jak wspaniale gra głosem), Amy Adams zdarzało się grać już lepsze role, ale i tak jest dobra. „Julie&Julia” to ciekawa opcja na długi jesienny wieczór, aczkolwiek niczym nie zaskakuje.
Moja ocena: 6/10 

¥ Corum: Trylogia Mieczy: Król mieczy / The King of the Swords (1972)

*Król mieczy* ~ Michael Moorcock
Tytuł oryginału: The King of the Swords
Stron: 176 przekład:  Radosław Kot
Wydawnictwo: Amber


Trylogia mieczy kończy się całkiem zgrabnie, chociaż pozostawia czytelnika z uczuciem niedosytu. Akcji niewiele można zarzucić, no może poza pewną wtórnością względem „Królowej mieczy” (czyli znów poszukujemy pewnego miasta podróżując między wymiarami). Szkoda jednak, że tylko część pierwsza utrzymywała równowagę między akcją, a jakością postaci. W części trzeciej nawet Jahry nie jest zbyt ciekawy (Corum zaś zaczyna nudzić ciągłym narzekaniem, jak to jest pionkiem w rozgrywkach bogów), pozostaje zatem tylko dać się ponieść wydarzeniom. A dzieje się wiele. Nie sposób za to odmówić autorowi arcyciekawych uwag o naturze świata, bogów, ludzkiej wyobraźni, czy ludzi w ogóle.
„Król mieczy” jest lepszą książką, aniżeli „Królowa”, chociaż paradoksalnie druga część podobała mi się bardziej, zaś pierwszą uważam za najciekawszą. Cykl „Trylogia mieczy”  to ciekawa propozycja dla fanów fantasy w niegłupim wydaniu. Co prawda, nie zaliczę opowieści o Corumie w poczet moich ulubionych, jednak czas spędzony na lekturze uważam za dobrze spożytkowany.

Przerwane objęcia / Los Abrazos rotos (2009)

[DVD/INNE]


Almodóvar  kontynuuje swoją podróż w świat obsesji (czy jak kto woli pasji, namiętności) uderzając w postmodernistyczne i nieco nostalgiczne tony.  Wyszedł mu film równie piękny, co nie angażujący.  Zaryzykuję stwierdzenie, że „Przerwane objęcia” są w TOP 3 najpiękniejszych wizualnie filmów hiszpańskiego mistrza. Kolory są obłędne, niesamowicie dobrane, cudownie nasycone, całość zaś zmysłowo sfilmowana. Scena miłosna między Leną a Mateo urzeka.  Gdyby Iglesias zrobił lepszą muzykę, prawdopodobnie dla samej strony audio-wizualnej zmuszałbym wszystkich do oglądania tego filmu. Niestety, fabularnie Almodóvar nie ma tu nic nowego do powiedzenia. Nadal zadziwia reżyserską intuicją i sprawnością, jednak emocjonalnie pozostawił mnie obojętnym. Bohaterowie po prostu są i tyle, niewiele więcej z ich obecności wynika (w porównaniu do poprzednich filmów Alma). Niektórzy bohaterowie są zbędni, jak np.  Diego (to, że grający go Tamar Novas jest przystojny nie usprawiedliwia od razu tworzenia niepotrzebnej postaci, pomijajac już fakt, że kwestia jego ojcostwa poruszona na końcu filmu wzbudziła we mnie tępy śmiech). Denerwująca zaczyna być również mania autotematyzmu w filmach Hiszpana. 
Tamar Novas
No cóż, zawsze pozostaje piękna strona wizualna „Przerwanych objęć” oraz niezła gra aktorów  (nawet Cruz wyjątkowo nie drażni). Szkoda tylko, że z tego, a nie z fabuły, Almodóvar zrobił najsilniejszą stronę filmu.   

Moja ocena: 7/10 

czwartek, 15 września 2011

Niezwykły dzień Panny Pettigrew / Miss Pettigrew Lives for a Day (2008)

[DVD/INNE]

„Niezwykły dzień Panny Pettigrew” ma w sobie pewien urok, jednak ja przez długi czas nie mogłem się mu poddać. Jest to obraz bardzo teatralny, całość rozgrywa się w ledwie kilku lokacjach, sceny są nieco przydługie i całość nie miała dla mnie większego sensu. Nie da się jednak zaprzeczyć, że bohaterowie są sympatyczni, jest z czego się pośmiać, a koniec końców film podnosi na duchu. Amy Adams i Frances McDormand są znakomite. Ocena trochę zawyżona, ale co i tam. 


Moja ocena: 7=/10

Bez mojej zgody / My Sister's Keeper (2009)

„Bez mojej zgody” rzeczywiście opowiada o dziewczynce, która nie ma kontroli nad własnym ciałem. Tą dziewczynką nie jest jednak Anna, tylko Kate, wbrew optyce, którą na początku pewnie każdy widz przyjmuje. Nie zmienia to faktu, że ze społecznego i moralnego punktu widzenia, jest to jeden z najbardziej interesujących obrazów ostatnich lat. Cassavetes całkiem udanie buduje obraz, nie pozwala, aby historia takiego kalibru przygniotła postaci. Historia choroby, która infekuje nie tylko ciało Kate, ale umysły jej całej rodziny sprawia wrażenie autentycznej, przejmującej. Zarówno postać matki, która staje się fanatyczką w walce o córkę, chcąc utrzymać ją przy życiu (nawet wbrew jej woli), jak i rodzeństwo Kate, które rozdarte jest między chęcią ulżenia jej w cierpieniu, a bólem, które spowoduje odejście to bardzo ciekawe „środowiska” do obserwacji.  Mimo to, brakuje mi w tym filmie większych emocji. Temat ma niesamowity potencjał na tym polu, który wykorzystany jest może w 1/3 części. Nie przekonała mnie tez część sądowa filmu, nawet jeśli miło oglądało się Joan Cusack. W ogóle film jest dobrze zagrany, nawet Diaz mnie nie męczyła.

Moja ocena: 7-/10

sobota, 10 września 2011

Prawdziwe męstwo / True Grit (2010)

[DVD/INNE]



Uff. Trochę zwlekałem z „Prawdziwym męstwem”, bowiem „Poważny człowiek”, mimo licznych zachwytów krytyków, mnie jako zwykłego widza zostawił całkowicie obojętnym i wycieczki do kina na ten obraz nie mogę zaliczyć do najbardziej udanych. „Prawdziwe męstwo” przywróciło mi wiarę w talent braci C.

Pewna dziewczyna postanawia doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości zabójcę swojego ojca. W tym celu wynajmuje podejrzanie wyglądającego „stróża prawa” Cogburna, na jakiś czas przyłączy się też do nich strażnik Teksasu LaBoeuf, który poszukuje tego samego mężczyzny za inne przestępstwa. Dla młodej Mattie Ross wyprawa będzie bardzo ważnym i niebezpiecznym przeżyciem, widz zaś dowie się na czym polega prawdziwe męstwo.


Tytuł odnosi się moim zdaniem głównie (chociaż nie tylko) do Mattie właśnie. Dziewczyna po części jest świadoma niebezpieczeństw wyprawy, jednak wyobrażenia skonfrontowane z rzeczywistością i tak będą dla niej nie małym przeżyciem. Mimo to ona jedna nie jest w stanie przerwać pościgu. Dziewczyna nie chce wymierzać sprawiedliwości na własną rękę (tzn. chce doprowadzić faceta przed sąd a nie poczęstować kulką na odludziu), nie ściga złoczyńców dla pieniędzy (jak robi to LaBoeuf) i nie działa na granicy prawa, czy nawet poza nim (jak Cogburn). Ma w sobie dość ikry by opanować lęk i dość determinacji by wykazać więcej „męstwa” niż niejeden stary wyga, nigdy nie zapominając przy tym po co ma język w buzi, o czym przekona się nawet  Ned Pepper. Sam Cogburn jest postacią niejednoznaczną, ma problemy ze zbyt szybkim sięganiem po broń, alkoholem, a i życie rzezimieszka nie jest mu obce. Mimo wszystko z czasem to coś więcej niż obiecane 50 dolarów nakręca go do pomocy dziewczynce, zaczyna mu na niej w jakimś stopniu zależeć. Dobrze wypadło też na ekranie ścieranie się Cogburna i LaBoeufa.



Rzeczywiście w „Prawdziwym męstwie” nie brak humoru. Film ma też kapitalny klimat i dobrze rozłożone napięcie.  Hailee Steinfeld w zupełności zasłużyła na nominację do Oscara, nie wiem tylko skąd maniera Akademii do wciskania niepełnoletnich aktorów (prawie) zawsze do kategorii drugoplanowych.   Deakins jak zwykle zrobił fantastyczne zdjęcia (ale on chyba nigdy nie zawodzi, do dziś nie wiem jak mógł nie dostać Oscara za „Osadę”). Kapitalna muzyka i dźwięk dopełniają całości.
„Prawdziwe męstwo” to coś więcej niż opowieść o zemście i Dzikim Zachodzie. Pod westernową szatą kryje się kino wysokiej próby i żałuję, że jednak nie zobaczyłem tego w kinie. Ze wszystkich nominowanych do Oscara w 2011 roku, obok „Incepcji”, film braci Cohen jest zdecydowanie najciekawszą propozycją.    

 Moja ocena: 8/10 

O północy w Paryżu / Midnight in Paris (2011)

[KINO]


W tym roku nie wybieram się zbyt często do kina, tym bardziej cieszy mnie, że póki co widziałem w kinie same przyzwoite filmy (poza wiekopomnym dziełem Bay'a). „O północy w Paryżu” to zdecydowanie najlepiej wydane przeze mnie pieniądze w kinowej kasie w tym roku.

Trochę z oczarowaniem, a trochę z zażenowaniem oglądało mi się przygody Gila. Powodem takiego stanu rzeczy było to, że tak bardzo przypominał mnie samego i oglądanie tego na ekranie było arcyciekawym doświadczeniem. Allen stworzył film nostalgiczny i lekko naiwny, jednak w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Mistrz w aptekarską precyzją dozuje te elementy, tak że trudno oprzeć się ich czarowi. „O północy w Paryżu” oglądało mi się czasem niczym figiel sztukmistrza, który pod różnymi pozorami wciąż jest w stanie przekazać mądrość. Allen lekko ironicznym okiem spogląda na akademików wybierając drogę poza schematami. Wilson nie rzucił mnie na kolana, ale od czasu „Marley i Ja” coraz bardziej go lubię.  Marion Cotillard jest piękna, ujmująca i muszę przyznać, że po Oscarze radzi sobie lepiej od większości jej koleżanek z Ameryki. Brody jako Dali to chyba najzabawniejszy bohater z barwnego grona osób, których spotyka Gil podczas swojej podróży. Nawet McAdams za którą nie przepadam w roli Inez sprawdza się znakomicie. 

„O północy w Paryżu” to film jednocześnie dojrzały i pełen wigoru, mądry i naiwny, czarujący i bardzo realny. Jeszcze nigdy nie śmiałem się tak głośno w kinie. Dla mnie osobiście to najbardziej trafiający „we mnie’ obraz Allena. Mimo wszystko „Co nas kręci, co nas podnieca” bardziej mnie zaskoczyło, było kinem odważniejszym, bardziej szalonym i dlatego mimo że „O północy w Paryżu” jest bardziej „moim” filmem, to tamten film mimo wszystko uważam za lepszy.

Nie miałem litości dla świnki-skarbonki i wszystkim namawiam do tego samego. To być może najlepszy film, jaki w tym roku gościmy na naszych ekranach. Oby tylko Akademia nie pozostała ślepa na takie filmy.



Moja ocena: 8+/10  + miejsce w ulubionych filmach

To skomplikowane / It's Complicated (2009)

[DVD/INNE]



Nie przepadam szczególnie za Meyers, ale trzeba przyznać że w swojej lidze robi całkiem znośne filmy. „To skomplikowane” trochę zawyża poziom jej ostatnich dokonań, sporo jednak można temu filmowi zarzucić.

Najpierw jednak o pozytywach. Zdecydowanie duet Streep-Baldwin ma w sobie sporo energii i oglądało mi się ich lepiej niż taką Portman i Kutchera w „Sex Story”. Marylka starzeje się bardzo ładnie (ciekawe, czy wzorem swojej bohaterki unika operacji plastycznych) i udowodniła po raz kolejny swój talent komediowy.  John Krasinski ma świetny głos (z powodzeniem mógłby nagrywać audio booki) i ze swoją twarzą labradora bardzo pasuje to ciepłych opowieści, szkoda że nie miał nieco bardziej rozbudowanej roli. W filmie naprawdę jest się z czego pośmiać, a trzeba przyznać, że ostatnio komedie romantyczne są bardziej romantyczne niż komediowe, a i romantyczność w nich nie jest najwyższych lotów. Na tym polu twórcy obronili się.

Film jest jednak o dobre 20-30 minut za długi i pod koniec straciłem zainteresowanie tym, co widziałem na ekranie.  Ponadto, postać Adama jest w filmie jakby wciśnięta na siłę, reżyserka niezbyt poradziła sobie z umiejscowieniem go w fabule. Muszę też przyznać, ze kiedy już wyśmiałem się z dowcipów, było mi trochę żal bohaterów, tego, ile czasu potrzebują, aby dojrzeć, zdać sobie sprawę z własnych pragnień. Pewnie właśnie tak wygląda dziś w pewnej części amerykańskie pokolenie 50+, taka socjalna analiza jego zachowań nie napawa optymizmem (z drugiej strony: "lepiej późno, niż później"). 

Jeśli ktoś szuka fajnej, zabawnej i niegłupiej komedii romantycznej „To skomplikowane” wydaje się oczywistym wyborem. Pamiętajcie, (przynajmniej w Stanach)prawdziwe życie (czasem) zaczyna się po 50.   



Moja ocena: 6/10