Sacha Baron Cohen nie zna świętości… na szczęście. Ali G w wersji kinowej był dla mnie męczarnią, Bruna nawet do końca nie byłem w stanie obejrzeć. Tymczasem „Borat” sprawił, że płakałem ze śmiechu od pierwszej do ostatniej minuty. Fakt, to wciąż nie jest humor wysokich lotów. Niemniej, trzeba pewnej inteligencji, aby w tak prosty sposób skomentować wiele aspektów społecznych. Nawet nie potrafiłbym wymienić ulubionej sceny z tego filmu, musiałbym podać co najmniej 10. Czasem warto przekraczać wszystkie granice dobrego smaku z gracją słonia w składzie porcelany. Najzabawniejszy film jaki widziałem od czasu „Co nas kręci, co nas podnieca”. Idealne remedium na smutek i chandrę. Chociaż, oczywiście, niektórzy chcący się dowartościować i tak zjadą film od góry do dołu. Dla mnie jednak "Borat" to kapitalna komedia i jeszcze lepsza satyra społeczna.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz