wtorek, 21 lutego 2012

M jak morderstwo / Dial M for Murder (1954)

[DVD/INNE]



Nie jestem fanem Hitchcocka, ale jestem (a może raczej swego czasu byłem) fanem dobrego kryminału, a „M jak morderstwo” uchodzi za wybitne osiągnięcie zarówno słynnego reżysera, jak i popularnego gatunku. I musze przyznać, ze sama intryga pomyślana jest pierwszorzędnie, głownie dzięki przekonywującej kreacji Millanda, który znakomicie zagrał kogoś, kto zaplanował zbrodnię (prawie) doskonałą. Nawet udało mu się wzbudzić pewną moją sympatię, mimo występku, którego się dopuścił. Szkoda zatem, że zakończenie psuje tę całkiem misterna intrygę. Mam wrażenie, że na silę usiłowano wepchnąć tu niemalże przypowieść o tym, że zbrodnia ma krótkie nogi, a rozwiązanie zagadki pojawia się tak łatwo, że aż trudno powstrzymać kręcenie głową, bowiem robi się z widza troszkę idiotę, tak jak z czytelnika komedii Moliera, gdzie nawet najbardziej zawiłe intrygi kończyły się przygłupim happy endem. 

Nie spodobała mi się postać grana przez Kelly. Początkowo romans nadawał jej kolorów, jednak później z każdą minutą zamieniała się w coraz bardziej mdłą niewiastę - w sumie dość typową dla kina tamtego okresu, którą najchętniej kopnęłoby się w dupsko, aby się ogarnęła. W pewnych miejscach denerwowała mnie też muzyka, która psuła klimat filmu. Postać inspektora Hubbarta przemyciła już dostatecznie dużo humoru, nie trzeba było „pomagać” jeszcze muzyką. Ostatecznie zatem „M jak morderstwo” to kino dobre, ciekawe, nie nużące, ale zepsute obawa, aby film nie był zbyt mroczny? Dlatego mimo wszystko wolę „Gasnący płomień”, który zresztą w kilku miejscach jest podobny do tego filmu. 

Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz