Kurcze, jaka to przyjemność zobaczyć prosty film z sympatycznymi bohaterami, który mówiąc o kilku rzeczach jednocześnie zachowuje swoją naiwność. Griff i Melody to jedna z najsympatyczniejszych par ekranowych, jakie w tym roku widziałem. Oboje żyją w nieco alternatywnej rzeczywistości, która napędzana jest siła ich wyobraźni. Wyobraźni, którą otoczeniu wcale nie jest tak łatwo zrozumieć i zaakceptować. Jeżeli jednak mają być w życiu szczęśliwi, to tylko na własnych warunkach, we własnym świecie.
Spodobali mi się bohaterowie, jak i sama historia. Dobrze, że reżyser pokazali, iż życie w swoim świecie przychodzi z ceną, i wcale nie oznacza sielanki, jakby czasem mogła nam się wydawać. Miejscami obraz robi się nieco zbyt oczywisty (jak w scenie dialogu między Melody i bratem Graffa w samochodzie, jak dla mnie to było zbędne). Montaż w kilku miejscach zgrzyta, i mimo że film ma swój klimat, to zabrakło mi charakteru, bardziej wyraźnego stylu czy troszkę bardziej rozbudowanych postaci drugoplanowych. Ale i tak bawiłem się przednie, bo to kawał dobrego kina.
Moja ocena: 7/10
PS. ale miałem uśmiech na twarzy, kiedy zobaczyłem mistrzyni Ashkę z "Dwóch światów" w roli matki Melody. Jednak nie udało jej się podbić świata i musiała założyć rodzinę:d
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz