dlatego, że zbliża się sesja, a mnie się nie chce.
dlatego, że przecież to frajda, a czasu (wbrew narzekaniom) mam aż nadto.
dlatego, że jestem leniwy, niski, mam masę kompleksów, a „kazaam” to najlepszy film wszechczasów (hmm, a może jednak „żyleta”?).
kopiując torne’a (sam nie jestem w stanie nic wymyślić). zakładam ów blog. będzie dużo słit foci(np. zacka efrona), jadu i golizny (to mój wyznacznik dobrego filmu).
patronem blogu mianuję kłapoucha („bo nie mamy czym szastać”).
czwartek, 15 września 2011
Bez mojej zgody / My Sister's Keeper (2009)
„Bez mojej zgody” rzeczywiście opowiada o dziewczynce, która nie ma kontroli nad własnym ciałem. Tą dziewczynką nie jest jednak Anna, tylko Kate, wbrew optyce, którą na początku pewnie każdy widz przyjmuje. Nie zmienia to faktu, że ze społecznego i moralnego punktu widzenia, jest to jeden z najbardziej interesujących obrazów ostatnich lat. Cassavetes całkiem udanie buduje obraz, nie pozwala, aby historia takiego kalibru przygniotła postaci. Historia choroby, która infekuje nie tylko ciało Kate, ale umysły jej całej rodziny sprawia wrażenie autentycznej, przejmującej. Zarówno postać matki, która staje się fanatyczką w walce o córkę, chcąc utrzymać ją przy życiu (nawet wbrew jej woli), jak i rodzeństwo Kate, które rozdarte jest między chęcią ulżenia jej w cierpieniu, a bólem, które spowoduje odejście to bardzo ciekawe „środowiska” do obserwacji. Mimo to, brakuje mi w tym filmie większych emocji. Temat ma niesamowity potencjał na tym polu, który wykorzystany jest może w 1/3 części. Nie przekonała mnie tez część sądowa filmu, nawet jeśli miło oglądało się Joan Cusack. W ogóle film jest dobrze zagrany, nawet Diaz mnie nie męczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz