piątek, 2 września 2011

¥ Corum: Trylogia Mieczy: Królowa mieczy / The Queen of the Swords (1971)

[Książka]


*Królowa mieczy* ~ Michael Moorcock
Tytuł oryginału: The Queen of the Swords
Stron: 172   przekład:  Anna i Jan Mickiewiczowie
Wydawnictwo: Amber

Uff, na chwilę znów udało mi się oderwać od wampirów i mojego nigdy-niekończącego-się licencjatu. W zeszłym roku przeczytałem pierwszy tom cyklu, a z racji tego, że miałęm ochotę na niezłą fantastykę od razu wiedziałem gdzie szukać.






„Królowa mieczy” zaczyna się w atmosferze zbliżającej się katastrofy i smutku. Zwycięstwo nad Kawalerem Mieczy nie przynosi euforii, czy nawet poczucia bezpieczeństwa. Corum musi walczyć po stronie Ładu, ciągle palony płomieniem zemsty za wymordowanie rodziny. Władza Ładu wciąż jest bardzo chwiejna w świecie Coruma, dlatego z pomocą Jhary’ego – przyjaciela bohaterów oraz ukochanej Rhaliny Książę w Szkarłatnym Płaszczu będzie musiał udać się do świata złowrogiej Królowej Mieczy.

Wielką zaletą „Królowej mieczy” jest gnająca z zawrotną prędkością akcja. Jedno wydarzenie goni drugie, tak więc nawet nie zwraca się uwagi na czasem niekoniecznie mądre dialogi, a powieść pochłania w zadziwiająco krótkim czasie. Najciekawszą postacią tomu jest właśnie Jhary, z którego ust padają najciekawsze uwagi na temat świata i bogów (na marginesie z opisu postać ta zadziwiająco przypomina Toma Bombadila:D). Szkoda, ze tak mało miejsca poświęcono Gaynorowi Przeklętemu – ten bohater ma odpowiednio tragiczny i demoniczny rys, czego brakowało mi w tej odsłonie.  Pozostałe postaci, niestety, ulegają uproszczeniu w stosunku do pierwszego tomu. Ich kosztem rozszerza się kosmologia i mitologia świata przedstawionego. Bardzo ciekawie przedstawia się zagadnienie kreacjonizmu bogów, którzy są mniej więcej tym, czego oczekują od nich wierzący (chociaż w tym momencie nieco upraszczam sprawę). Równie ciekawie poruszane jest zagadnienie koegzystencji Ładu i Chaosu, gdzie jedno nie może istnieć bez drugiego, a mimo to ten drugi nie uznaje pierwszego. Chaos jest pokazany ze zdecydowanie ciekawszej perspektywy niż Ład, posiadając niesamowite zdolności transformacji, zniekształcania, etc. Daje to trochę do myślenia.

„Królowa Mieczy” wydaje mi się nieco słabsza od „Kawalera”, ale to wciąż kawał bardzo przyzwoitej fantastyki. Niedługo sięgnę zapewne i po „Króla”.      

3 komentarze:

  1. Aaaa, Moorcock. Kiedyś jeden z moich ulubionych pisarzy, a pierwsza trylogia o Corumie należała do moich ulubionych i długo nie mogłem przeboleć, że w Polsce nie wydano drugiej trylogii. Na szczęście po latach kupiłem ją w oryginale i znów byłem Happy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jestem sto lat za mocherami, jeżeli chodzi o fantastykę, ale staram się nadrabiać. Ciężko jednak przy mojej orientacji w temacie wyławiać najciekawsze kąski. Chociaż Corum, póki co, naprawdę przypadł mi do gutsu, to chyba jednak wolę fantasy w wydaniu Tolkienowskim, tylko innych książek w tym typie (które literacko stałyby na pewnym poziomie) w ogóle nie znam. BTW, druga trylogia jest tak samo fajna, jak pierwsza?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie się druga trylogia podobała.

    Z serii o Eternal Championie podobały mi się jeszcze cykle o Elricu i Hawkmoonie też wydawane dawno temu w przez Amber (i też niestety nie wydane w komplecie)

    OdpowiedzUsuń