sobota, 10 września 2011

Prawdziwe męstwo / True Grit (2010)

[DVD/INNE]



Uff. Trochę zwlekałem z „Prawdziwym męstwem”, bowiem „Poważny człowiek”, mimo licznych zachwytów krytyków, mnie jako zwykłego widza zostawił całkowicie obojętnym i wycieczki do kina na ten obraz nie mogę zaliczyć do najbardziej udanych. „Prawdziwe męstwo” przywróciło mi wiarę w talent braci C.

Pewna dziewczyna postanawia doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości zabójcę swojego ojca. W tym celu wynajmuje podejrzanie wyglądającego „stróża prawa” Cogburna, na jakiś czas przyłączy się też do nich strażnik Teksasu LaBoeuf, który poszukuje tego samego mężczyzny za inne przestępstwa. Dla młodej Mattie Ross wyprawa będzie bardzo ważnym i niebezpiecznym przeżyciem, widz zaś dowie się na czym polega prawdziwe męstwo.


Tytuł odnosi się moim zdaniem głównie (chociaż nie tylko) do Mattie właśnie. Dziewczyna po części jest świadoma niebezpieczeństw wyprawy, jednak wyobrażenia skonfrontowane z rzeczywistością i tak będą dla niej nie małym przeżyciem. Mimo to ona jedna nie jest w stanie przerwać pościgu. Dziewczyna nie chce wymierzać sprawiedliwości na własną rękę (tzn. chce doprowadzić faceta przed sąd a nie poczęstować kulką na odludziu), nie ściga złoczyńców dla pieniędzy (jak robi to LaBoeuf) i nie działa na granicy prawa, czy nawet poza nim (jak Cogburn). Ma w sobie dość ikry by opanować lęk i dość determinacji by wykazać więcej „męstwa” niż niejeden stary wyga, nigdy nie zapominając przy tym po co ma język w buzi, o czym przekona się nawet  Ned Pepper. Sam Cogburn jest postacią niejednoznaczną, ma problemy ze zbyt szybkim sięganiem po broń, alkoholem, a i życie rzezimieszka nie jest mu obce. Mimo wszystko z czasem to coś więcej niż obiecane 50 dolarów nakręca go do pomocy dziewczynce, zaczyna mu na niej w jakimś stopniu zależeć. Dobrze wypadło też na ekranie ścieranie się Cogburna i LaBoeufa.



Rzeczywiście w „Prawdziwym męstwie” nie brak humoru. Film ma też kapitalny klimat i dobrze rozłożone napięcie.  Hailee Steinfeld w zupełności zasłużyła na nominację do Oscara, nie wiem tylko skąd maniera Akademii do wciskania niepełnoletnich aktorów (prawie) zawsze do kategorii drugoplanowych.   Deakins jak zwykle zrobił fantastyczne zdjęcia (ale on chyba nigdy nie zawodzi, do dziś nie wiem jak mógł nie dostać Oscara za „Osadę”). Kapitalna muzyka i dźwięk dopełniają całości.
„Prawdziwe męstwo” to coś więcej niż opowieść o zemście i Dzikim Zachodzie. Pod westernową szatą kryje się kino wysokiej próby i żałuję, że jednak nie zobaczyłem tego w kinie. Ze wszystkich nominowanych do Oscara w 2011 roku, obok „Incepcji”, film braci Cohen jest zdecydowanie najciekawszą propozycją.    

 Moja ocena: 8/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz