czwartek, 11 sierpnia 2011

Od początku do końca / Do Começo ao Fim (2009)

[DVD/INNE]


„Od początku do końca” to opowieść o dwóch przyrodnich braciach, których poza pokrewieństwem łączy również uczucie znacznie wykraczające poza ramy miłości braterskiej. Aż dziw, że nikt nie zwołał krucjaty.



Jakiś czas temu koleżanka obroniła licencjat dotyczący kazirodztwa w literaturze. O ile związek dwóch mężczyzn nie wzbudza już takich emocji, jak kiedyś, to kiedy weźmiemy pod uwagę, że tym razem zaangażowani uczuciowo są przyrodni bracia czyni film, przynajmniej w teorii, bardzo kontrowersyjnym. Jednak wszyscy mogą odetchnąć. Reżyser serwuje nam bowiem bezbolesną wizję związku. W tym filmie nie ma miejsca na wielkie rozterki, niepewność, ból czy zdradę. Tu wszystko skończy się dobrze, wszyscy wszystko rozumieją, nikt o nic nie pyta. Nie ma żadnych dramatów, nie ma prawdy. Bohaterowie „Od początku do końca” żyją w świecie (prawie)idealnym. Kicz posiadł ten film. I może właście dlatego, przez ten brak związku z rzeczywistością,  są tak pociągający.



Po pierwsze, i najważniejsze, mimo że postaci są tak nierzeczywiste, to muszę przyznać, że dawno żadnym tak nie kibicowałem, jak Thomasowi i Francisco. Cholernie chciałem, aby ten film dobrze się skończył. Dodatkowo ten film wprawił mnie w naprawdę dobry nastrój. Zazwyczaj od razu po seansie miałbym pod adresem reżysera kilka epitetów, tym razem jednak powściągnąłem cięty język.


Po drugie João Gabriel Vasconcellos i Rafael Cardoso tworzą najpiękniejszą gejowską parę, jaką kiedykolwiek widziałem w filmie. Mimo że reprezentują zupełnie inne typu urody, obaj są tak fascynujący, że ciężko oderwać od nich oczy. João Gabriel Vasconcellos powinien zostać jak najszybciej kanonizowany lub wzięty żywcem do nieba – normalni ludzie nie są taki piękni. Jest między nimi i ta odrobina chemii, i aktorsko też się nie błaźnią.



Szkoda, że ten film to pusta, chociaż podnosząca na duchu opowieść. Temat aż prosił się o ładunek emocjonalny, psychologiczną głębię, ba, chociaż odrobinę autentyczności. Nic z tego nie jest nam dane, ale w zamian dostajemy dwóch szalenie pięknych mężczyzn w tandetnej, ale mimo wszystko nieco rozczulającej opowieści. Tym razem mi to wystarczyło, aby nie krzyczeć z bólu (i to mimo słodko-pierdzącej muzyki rodem z reklamy telefonii komórkowej). Może czasem lubię dać się oszukać.



Moja ocena: 5/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz