niedziela, 21 sierpnia 2011

¥ Nieznośna lekkość bytu / Nesnesitelná lehkost bytí (1984)

 [KSIĄŻKA]

*Nieznośna lekkość bytu* ~ Milan Kundera
Tytuł oryginału: Nesnesitelná lehkost byti
Stron: 235   przekład: Agnieszka Holland
Wydawnictwo:  Państwowy Instytut Wydawniczy



Pewnie narażę się niejednej osobie pisząc, że „Nieznośna lekkość bytu” to jedna z tych powieści, która udaje, że jest czymś nieco większym i lepszym, aniżeli ma to miejsce w rzeczywistości. Nie zmienia to faktu, że i tak jest to rzecz bardzo dobra, czasami nawet świetna.

Mnie przede wszystkim spodobało się to, że każdego bohatera mogłem odnieść do swojej rzeczywistości. Znałem niejednego mężczyznę, który mógłby być Franzem, a i nieznośna lekkość bytu Sabiny nie jest mi obca. Ich związek, chociaż poświęca się mu znacznie mniej miejsca niż wątkowi Tomasza i Teresy, jest zdecydowanie bardziej intensywny. Sabina zostawiając Franza, pozornie, otrząsa go z popiołów nierzeczywistości. Pokazuje mu okno na jego własne życie, od samego Franza zależeć będzie, jak często przez nie zajrzy. Problem polega na tym, że żaden pejzaż widziany nie przez pryzmat Sabiny dla Franza nie jest wystarczająco intensywny, barwny. Sabina z kolei ucieka przed spełnieniem, oznacza ono dla niej koniec, punkt dojścia, którego nie chce osiągnąć. Świetna jest scena, w której kobieta zdaje sobie sprawę, że jeszcze długich lat słowniki jej i Franza potrzebowałyby na osiągnięcie semantycznej zbieżności.

Teresa natomiast była moją ulubioną bohaterką. Jej lęki, niepewności są wręcz namacalne, bardzo ludzkie, bliskie. Teresę z jednej strony można podziwiać, z drugiej zaś ciągle ma się ochotę, aby zawrócić ją z drogi życia przy Tomaszu. Ten mężczyzna, który swoje kurewstwo próbuje usprawiedliwiać poszukiwaniem tej „jednomilionowej” części kobiety, która odróżnia ją od pozostałych kobiet depcze tę właśnie wyjątkową część, która jest w Teresie. Zresztą oba związki mają w sobie pewną paraboliczność (z wariantywnością rzecz jasna).
O dziwo, nawet filozoficzne wynurzenia o szczęściu czy postaci i opowieści wyjątkowo mnie zaciekawiły. Są prosto i jasno wyłożone, a jednocześnie nie walą po głowie łopatologią.

„Nieznośna lekkość bytu” ma wszystko, czego potrzebuje dobra powieść: klimat, ciekawych bohaterów, zarys głębi, który można badać więcej niż jeden raz. Dla fanów powieści z nurtu psychologii analitycznej, powieści poniekąd politycznej, opowieści o ludziach uwikłanych we własne lęki i słabości. Nie ma tu miejsca na ckliwości czy epatowanie bulwarowym erotyzmem, chociaż czasam robi się pikantnie.

Wydaje mi się jednak, że „Nieznośnej lekkości…” brakuje pewnej monumentalności, czy wielkości po prostu. Czasem miałem wrażenie, że wszystkie dramaty, posunięcia bohaterów są przez autora wykalkulowane z dokładnością aptekarza. Taka literatura mnie nie wzrusza, nie zostaje ze mną na długo, nie wrzyna się w umysł, aby drążyć go przez długie miesiące. To w sumie jedyny zarzut, jaki mogę w tej chwili postawić. Obok „Klubu Dumas” to najlepsza rzecz, jaką w tym roku przeczytałem.        



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz