wtorek, 23 sierpnia 2011

Co się wydarzyło w Madison County / The Bridges of Madison County (1995)

[DVD/INNE]


Eastwood postanowił zmierzyć się z jednym z najbardziej wyświechtanych tematów, zarówno literatury, jak i filmu i o dziwo wyszedł mu jeden z lepszych filmów w karierze.



Pod względem fabularnym „Co się wydarzyło…” jest filmem trywialnym. Mimo to przedstawiona przez Clinta opowieść ma w sobie i potrzebne emocje i niezbędne wyczucie. Obraz ma w sobie pewną autentyczność , potrafi wzruszyć. Ja mimo wszystko Francescę podziwiam, jej decyzja wymagała ogromu siły i odwagi. Kiedy pewien fotograf na nowo wzbudza w niej pasję życia, przypomina jej o marzeniach, które bezpowrotnie utraciła i o szczęściu, które się jej należało (jak każdemu z nas), ale które rozpuściło się w codzienności. Robert ofiaruje jej to wszystko, co wydawało się stracone, na tacy swoich dłoni. Bardzo kusząca propozycja. W sumie nikt nie powinien mieć do niej pretensji, gdyby skorzystała. Każdy powinien walczyć o samego siebie; zwłaszcza jeśli tę najważniejszą dla siebie osobę poznajemy, gdy pierwszą młodość mamy już za sobą. Nawet gdy wiążą nas pewne obietnice i powinności. Bohaterka Meryl Streep ma jednak rację. Pójście za głosem serca paradoksalnie mogłoby zatruć tę miłość. Pojawiłyby się żal, wzajemne obwinianie się. W tym obrazie wyjątkowo na polu walki między miłością, a rozsądkiem obie te wartość wygrywają; nawet jeśli dla przeciętnego widza zakończenie będzie niesatysfakcjonujące. Francesca ma na tyle siły, aby nie ranić męża, dla którego taki cios mógłby okazać się za silny i aby nie opuścić dzieci, które mimo że nie są już dziećmi, to jeszcze nie raz potrzebować będą matczynej rady i opieki, a przede wszystkim prawdopodobnie nigdy nie zrozumiałby matki i jej decyzji. Jednocześnie uczucie między nią i Robertem wytrzymuje próbę czasu i rozłąkę. Chociaż skazują się zapewne na wieczne „a co, gdybym wtedy z nim odjechała / a co, gdyby wtedy nie zrezygnowała.

Może się starzeję, ale i bohaterowie filmu byli mi wyjątkowo bliscy, i w samą historię bez trudu mogłem się wczuć.  Meryl Streep zagrała lepiej niż się spodziewałem, a w jej wypadku to nie byle jaka pochwała. Razem z Eastwoodem tworzą parę ciekawą i prawdziwą.



Film ma jednak dwie zasadnicze wady: przede wszystkim długość (135 minut to w tym wypadku o jakieś 25 za dużo) oraz to, że miejscami robi się zbyt „amerykańskomelodramatyczny”, czego najlepszym przykładem jest scena w deszczu. Do pewnego momentu to jedna z najlepszych, a z pewnością najbardziej emocjonujących scen w filmie, ale Eastwood psuje ją w chwili, kiedy Robert wiesza sobie na lusterku medalik Francesci. Na kilometr naiwnością smierdzi też to, jak dzieci pod wpływem pamiętni8ka matki nagle robią porządki w swoim życiu – na jak długo (?) pragnie spytać nieco mniej naiwny widz



Może to narzekania marudnego Ovika, ale trochę mi to przeszkadzało.  Nie zmienia to faktu, że „Co się wydarzyło…” to naprawdę bardzo dobry film. Nie trudno uwierzyć w taką historię, nie trudno zżyć się z bohaterami. Nie trudno odnaleźć w tym obrazie kawałek siebie – swojej historii, swoich lęków, swoich pragnień. 

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz