środa, 11 kwietnia 2012

Tajemnica klasztoru Marii Magdaleny / Agnes of God (1985)

[DVD/INNE]


Raczej średnio przepadam za adaptacjami filmowymi sztuk teatralnych. Zazwyczaj twórcom nie udaje się „wywietrzyć” materiału z teatralnych naleciałości i to, co jest siłą na deskach teatralnych, na srebrnym ekranie okazuje się słabością. Na szczęście „Tajemnica klasztoru Marii Magdaleny” aż tak mocno teatrem nie trąci. Jewison zabrał się za temat kontrowersyjny, a mnie osobiście szczególnie interesujący. Otóż pewnej nocy w klasztorze żeńskim zakonnica powija dziecko, które następnie zostaje zabite. Nikt nie jest zainteresowany ciąganiem oskarżonej po sądach, dlatego na miejsce zbrodni wysłana zostaje psychiatra, która ma zbadać poczytalność oskarżonej.

W filmie prym wiodę trzy postaci kobiece: siostra przełożona, oskarżona o zabronię siostra Agnes i grana przez Fondę biegła Livingstone. Trzy zupełnie różne postaci, razem tworzące niezwykle ciekawy miks postaw światopoglądowych. Agnes wydaje się wręcz niewiarygodnie naiwna, czysta jak powiedziałby zapewne ktoś posługujący się słownictwem kościelnym. Zdaje się nie mieć najmniejszego pojęcia o sprawach doczesnych jak chociażby seks, czy w ogóle świat poza klasztornymi murami.  Jedyne, co interesuje tę pełną prostoty, śliczną dziewczynę (bo słowo „kobieta” zupełnie do niej nie pasuje) to Bóg. A jednak, to ją znaleziono z martwym dzieckiem w rękach. To ona była w ciąży w klasztorze, w którym jedynym mężczyzną jest zniedołężniały ksiądz przybywający by spowiadać mniszki. Czyn zupełnie nie pasuje do osoby. Co tak naprawdę się wydarzyło w tym odciętym od świata miejscu? Margaret Livingstone stara się tego dowiedzieć. Początkowo myśli zapewne, że będzie to prosta sprawa, ale jedna z tych, których nie chce przyjąć, bo są  wrzodem na tyłku. Z czasem wciąga się w tę zagadkę o wiele bardziej niż sama by przypuszczała. Zachowując się bardziej jak detektyw, a nie lekarz, znajdzie się blisko pytań i problemów, przed którymi uciekała cale życie. Kościół i religia odznaczyły swe piętno również na jej historii. I w końcu sama siostra przełożona. Twarda, szorstka kobieta, który skrywa wiele sekretów. Poświęciła swoje życie Bogu, ale czy ze szlachetnych pobudek, czy jednak klasztor był dla niej ucieczka od wcześniejszego życia. Czy matka przełożona tak bardzo różni się od pani Livingstone? Też ma swoje wątpliwości, a młoda Agnes traktuje nieco przedmiotowo, jako środek cementujący jej wiarę, cud, który położy kres pytaniom.



„Tajemnica klasztoru Marii Magdaleny” to popis aktorstwa tercetu Fonda – Bancroft - Tilly. Dwie ostatnie były nominowane do Oscara za te role, bardzo słusznie. Meg Tilly miała najtrudniejsze zadanie i wybrnęła z niego w wielkim stylu, a dwie koleżanki jeśli jej ustępują, to tylko w niewielkim stopniu. Znakomita jest również muzyka Georgesa Delerue.

Mam jednak wrażenie, że ta historia stwarzała większe pole do popisu. Jewison świetnie prowadzi aktorów, ale gdyby ciekawiej żonglował niuansami, dawał więcej mylnych tropów i przede wszystkim bard ziej przyłożył się do realizacji, to zrobiłby kino wielkie. Nie zmienia to faktu, że i tak zrobił ciekawe, wciągające kino. Film ma plusa także za to, że nie daje ostatecznie odpowiedzi na wszystkie pytania i kilka humorystycznych scen.

Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz