środa, 27 lipca 2011

Robin Hood (2010)

[DVD/INNE]


Oj, nie do końca wyszedł panu  Scottowi ten Robin Hood. Ridley w między czasie naoglądał się chyba zbyt wielu innych produkcji. Krajobrazów i panoramicznych ujęć nie powstydziłby się „Władca Pierścieni”, a scena przedstawiająca flotę francuską u wybrzeży Anglii łudząco przypomina niektóre ujęcia ze „Złotego wieku”.  Nie to budzi jednak moje największe wątpliwości. 






Scotta należy pochwalić przede wszystkim za to, że mimo zmiany w zamyśle realizacyjnym, mimo wszystko starał się, aby jego obraz miał fabułę, a nie naśladował napierdalankę jaką od dawna serwują nam w wakacyjnym czasie wytwórnię.  Jest i jakaś intryga, i swoista opowieść z cyklu „od zera do bohatera”. Mamy tu i odrobinę historii Anglii w iście hollywoodzkim sosie, zdradę, itd., itp. Wydawałoby się zatem, że mamy do czynienia z interesującym filmem. W tym właśnie momencie zaczynają się schody.



„Robin Hood” jest trochę jak bigos, gdzie kucharka z dobrymi chęciami nawrzucała zbyt wiele składników, aby obyło się bez niestrawności. Żadnemu wątkowi Scott nie poświęca wystarczająco dużo uwagi, przez co obraz jest chaotyczny, brak mu bowiem odpowiedniego spoiwa. Niepotrzebnie też dodane są te zagrywki rodem z telenoweli, jak wątek ojca Robina. Nieco wkurzające było też przedstawienie Francuzów jako tępych barbarzyńców.

Poza tym film jest nieco za długi i zbyt wolno się rozkręca. Bardzo spodobały mi się natomiast zdjęcia; nawet ten pocałunek Robina i Marion w morzu wyszedł całkiem, całkiem.

Blanchett i Crowe tworzą niezłą parę, o ile za kryterium obierzemy chemię między bohaterami. Russell niestety, nie jest już taki młody, co rzuca się w oczy (nawet jeśli sprawnością fizyczną wciąż daje radę). Cate zdecydowanie nie służy ten kolor włosów; poza tym nie mam pojęcia po co przyjęła tę rolę. Wyzwanie to żadne, a szczerze mówiąc ta super zaradna Marion w jej wykonaniu jest nieco irytująca. Na każdym polu: czy to rolniczym, czy walki, jest jej pełno przez co jest trochę nurząca. Strong chyba dostaje tylko oferty grania czarnych charakterów, mnie już wszystkie jego kreacje zaczynają zlewać się w jedno.


Od czasu „Gladiatora” minęło już trochę lat, a Scott wciąż nie potrafi powtórzyć tamtego sukcesu. No cóż, Ridley, może następnym razem.   
 Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz