środa, 1 czerwca 2011

Burleska / Burlesque (2010)

[DVD/INNE]


W pewnym momencie podczas oglądania „Burleski” zastanowiłem się, czy na takie filmy wciąż jest miejsce w kinie. Czy mieszanina w skład której wchodzą gwiazdy (nowe i stare), cekiny, klasyczna, do bólu naiwna historia i brak ohydnie drogich efektów specjalnych ma jeszcze rację bytu w dzisiejszym przemyśle filmowym?


O dziwo, „Burleskę” do momentu, w którym Ali zostaje gwiazdą przedstawienia, ogląda się naprawdę nieźle. Spodobał mi się duszny klimat klubu, jego napompowana szefowa ze swoimi ciętymi uwagami. Cam Gigandet w makijażu jest uroczy, a sama Ali mimo wszystko zdobywa odrobinę sympatii widza.
W „Burlesce” jest kilka naprawdę zabawnych scen (jak ta z Alanem Cummingiem, Jack oferujący Ali ciasteczko czy nieporozumienie dotyczące jego orientacji). Scenografia daje radę (chociaż trochę denerwujące jest to, że po „Chicago” prawie wszystkie musicale mają dekoracje na tę samą modłę), jednak to piosenki nadają całości życia. Christina Aguilera to ciągle jeden z najlepszych głosów w Stanach (i nawet aktorsko daje radę, rola co prawda wymagająca nie była, ale niejedna koleżanka po fachu i tak by nie podołała. Tymczasem Christina jest w miarę naturalna w swojej roli, wywiązuje się z powierzonego jej zadania, za co ma wielkiego plusa), Cher mimo upływu lat ciągle ma moc (świetne wykonanie „You Haven't Seen the Last of Me”, ale to jednak zadziorne „Welcome to Burlesque” mi spodobało się bardziej). 
W stylistykę filmu świetnie wpisuje się „Bound To You”, dawno nie słyszałem tak pięknej, tak klasycznej ballady miłosnej . Mimo że niektóre z pozostałych piosenek brzmią jak odrzuty z ostatniego albumu Kryśki „Bionic”, to jednak soundtrack z „Burleski” w swojej klasie to jedna z ciekawszych pozycji na rynku.


Niestety, druga połowa filmu to arena, na której fabuła popełnia samobójstwo. Naiwność, która na początku miała swój urok, zaczyna robić się irytująca. Wszystkie wątki rozwiązują się w debilnie prosty sposób. Natomiast sceny tańca w całymi filmie czasem robią wrażenie dodatku, z którym reżyser nie bardzo wiedział co zrobić.


Pomimo tego, „Burleskę” trudno rozpatrywać w kategorii złego filmu. Ten obraz ma w sobie coś anachronicznego, co w ostatecznym rozrachunku staje się jego zaletą. Pewnie dekadę wcześniej bym tego nie napisał, dziś natomiast naiwność tego filmu staje się (mimo wszystko) wartością. Szkoda, że tej historii nie opowiedziano z większą klasą. Cher i Christina zasługiwały na to jak najbardziej.

Koniec końców, dla wielbicieli musicali, Christiny lub Cher (a nawet obu jednocześnie), kiczowatych bajek i blichtru, „Burleska” będzie ziemią obiecaną. Dla mnie był to ostatecznie całkiem przyjemny, nie pozbawiony nostalgii, seans.



Moja ocena: 6/10  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz