poniedziałek, 6 czerwca 2011

X Men: Pierwsza klasa / X Men: First Class (2011)

[KINO]

Trochę nie dowierzałem tym wszystkim pozytywnym opiniom na temat najnowszej odsłony przygód mutantów. Zarówno zachwyty Marcina, jak i 87% pozytywnych recenzji na rottentomatoes.com aktywowały we mnie sporą dozę sceptycyzmu. Zupełnie niepotrzebnie. „Pierwsza klasa” to zdecydowanie najlepszy wakacyjny film od czasu „Star treka” A.D. 2009.

Przede wszystkim, w końcu ktoś wpadł na pomysł, aby odwrócić schemat: efekty specjalne + na trzecim planie jakieś postaci + imitacja fabuły = wakacyjny hit kasowy. Nowych „X menów” z powodzeniem można oglądać jako dramat obyczajowy z elementami akcji. Postaci nie są rysowane grubą kreską; bohaterowie zyskali indywidualny rys, ich rozterki nie stanowią przerywników między kolejnymi super drogimi sekwencjami, ale są esencjonalnym budulcem filmu. Sama intryga również została naprawdę dobrze przemyślana i mimo że praktycznie nic nowego nie jest tu zostało przedstawione, to absolutnie nie miałem wrażenia wtórności. 

Wielkie, może nawet największe, brawa należą się jednak aktorom. 
 Rola Michaela Fassbendera jest kluczem do reinterpretacji postaci Magneta stworzonej przez McKellena – i z całym szacunkiem do niego – „nowy” Eric to zupełnie inna klasa. Fassbender udowodnił, że nawet w kinie spod znaku ogórka można stworzyć znakomitą kreację. Jego gwiazda błyszczy coraz mocniej i mam nadzieję, że jego pięć minut będzie wyjątkowo długie. McAvoy, Lawrence, Hoult też tworzą silne kreacje; Bacon idealnie wyważył w swojej roli geniusz zła, obłąkanie i odrobinę błazenady. Jednak to zdecydowanie Fassbender swoim talentem wyciąga aktorsko „Pierwszą klasę” na wyżyny.



Tak naprawdę jedyne, co odrobinę mi przeszkadzało, to fakt że (przynajmniej w CC) efekty specjalne nie robiły najlepszego wrażenia. Rozumiem, że w dzisiejszych czasach budżet  160 mln $, jak na letnią produkcję, to nie rozrzutność, jednak spece mogli to wszystko dopracować, bowiem scena w gabinecie Shawa, kiedy Eric prezentuje swoje możliwości, wywołała u mnie minę pod tytułem wtf?. A to, niestety, nie był wyjątek. Muzyka też miejscami jest zbyt pompatyczna (chociaż ogólnie jest naprawdę niezła), ale...

Who cares

„Pierwsza klasa” wywołała u mnie chęć ponownego wybrania się do kina, a żaden komercyjny film od czasu „Avatara” tego nie zrobił. W najbliższym czasie trudno będzie lepiej wydać pieniądze w kinie. Ja już czekam na wydanie dvd, pozostałym natomiast polecam wycieczkę do kina. Każda minuta tego filmu warta jest obejrzenia na dużym ekranie.  


Moja ocena:8+/10

PS. mały plusik do oceny (na tle konkurencji) na pewno się filmowi należy:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz