Bardzo zabawny film o tolerancji,
przyjaźni, miłości przedstawionych zarówno poza sztywnymi ramami, jak również w
nich, pokazujący jak bardzo przywiązani jesteśmy do etykiet i ściśle
określonego postrzegania pewnych rzeczy, że kiedy zjawisko wymyka się pojęciu
może to doprowadzić nasz światopogląd do ruiny, ale w zamian możemy zyskać coś najcenniejszego - miłość.
„Victor Victoria” to wdzięczę,
dwugodzinne przedstawienie na którym nie sposób dobrze się nie bawić.
Zwłaszcza, że aktorzy i reżyser postarali się, aby działo się sporo i cała
farsa, mimo iż wiedzie ku oczywistemu zakończeniu, nie nudzi. Lekcja o
tolerancji, miłości, która nie zna płci przechodzi przez gardło dość gładko. Od
polowy film jednak troszkę się rozłazi, pewne rzeczy niepotrzebnie są
akcentowane po kilka razy. Koniec końców to jednak heteroseksualne uczucia,
jakkolwiek troszkę nietypowe, i tak wiedzie prym, natomiast historia Toddy’ego
robi od pewnego momentu tylko za tło.
Perełką filmu jest Lesley Ann Warren. Rola co prawda popisowa,
ale I tak wniosła ona do filmu mnóstwo życia, Julie Andrews ma wiele talentów,
ale z pewnością nie jest wulkanem energii, a ten film potrzebował takiego
zastrzyku. Ogólnie film sympatyczny, ale zdecydowanie wolę „Grę pozorów”.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz