Lubię filmy, w których
bohaterowie wraz z rozwojem akcji zaprzeczają swoim początkowym prezentacjom. Lubię
bohaterów, których nie trzymają się etykiety, a każda kolejna zaprezentowana
warstwa wzbogaca ich charakterystykę, dzięki czemu nawet jeśli ich nie lubię,
to nie mogę powiedzieć, że mnie nie ciekawią.
„Dare” jest filmem rozwijającym
krótkometrażówkę o tym samym tytule z 2005 roku. Nie zrobiła ona na mnie
wielkiego wrażenia, natomiast wersja kinowa mimo wielu niedociągnięć (np. w
montażu, który zwłaszcza pod koniec szwankuje) spodobała mi się bardzo. Dałem porwać
się historii trójki bohaterów, z których żadne nie jest tym, kim na początku
wydaje się być. Czy jest to szara myszka Alexa, czy niegroźny Ben czy
cwaniakowaty Johnny. Każda z tych postaci jest niezwykłym kłębowiskiem uczuć,
asekuranctwa, pragnień i tęsknot, które na co dzień skrzętnie ukrywa, bojąc się
podjąć wyzwania. Konfrontacja pomiędzy tym kim chcieliby (mogą?) być, a kim są
jest nieunikniona. Ta trójka miała szansę stworzyć coś unikatowego,
awangardowego, jednak może ta szansa przyszła za wcześnie, a może egoizm
bohaterów był zbyt wielki, aby ta potencja miała szanse się rozwinąć. Bo trzeba
przyznać, że zachłanność bohaterów w realizacji własnych pragnień wręcz
odrzuca. Co dziwne, to właśnie Johnny wydaje się być najbardziej szczerą osoba,
najciekawszym z bohaterów. Pod płaszczem bogatego luzaka mającego fajnych
znajomych kryje się zdewastowany emocjonalnie młody mężczyzna, który
rozpaczliwie potrzebuje bliskości. Jest zagubiony, ale w swojej próbie
poszukiwania szczęścia najbardziej autentyczny, i chyba jego egoizm najłatwiej
jest mi usprawiedliwić.
Młodzi aktorzy zagrali naprawdę nieźle,
zwłaszcza Gilford, który jako Johnny jest i nienachlanie seksowny i prawdziwie
cierpiący. Świetny jest też króciutki, ale magnetyczny występ Cumminga.
„Dare” warsztatowo pozostawia sporo
do życzenia . Ale sama historia i bohaterowie są na tyle ciekawi, że absolutnie
polecam ten film. Ciekawe swoją drogą, czy kiedyś zobaczę udaną realizację
takiego modelu „rodziny” (to słowo akurat średnio mi tu pasuje), gdzie podobna
historia będzie miała pozytywne zakończenie.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz