poniedziałek, 14 listopada 2011

Przygody TinTina / The Adventures of Tintin: The Secret of the Unicorn

[KINO]

Nie, nie nie. Spielberg zmasakrował TinTina. Nie spodziewałem się po nim czegoś więcej niż dobrego film, ale nawet to zostało nam oszczędzone. Zamiast przygód TnTina dostajemy Indianę Jonesa 5 po liftingu w motion capture. A ponieważ jestem antyfanem Indiany, kinowego TinTina oglądałem z lekkim bólem, bowiem kreskówkę o nim w dzieciństwie bardzo lubiłem.

Owszem, dziełu Spielberga nie można zarzucić dopieszczenia grafiki, która miejscami prezentuje się cudownie. Film jest absolutnie znakomicie zmontowany, nie brak w nim również akcji. To ostatnie to jednak nie zaleta. Reżyser onanizuje się słowem akcja serwując nam jedną szarżę za drugą co w drugiej połowie sprawia, że widz zupełnie traci zainteresowanie tym, co dzieje się na ekranie. Akcji jest t tyle, co w pornosie zbliżeń na waginy i penisy.  Pojedynek między głównymi antagonistami na przystani poraża brakiem smaku. Sama intryga schodzi na drugi, a miejscami na trzeci plan, przez co miejscami w ogóle zapominałem o Jednorożcu i jego tajemnicy. Williams powinien przejść na emeryturę, a pisze to z ciężkim sercem. Taką partyturę napisać mógł pierwszy solidny wyrobnik z Hollywood. Film ratuje tempo i humor.

Jeśli pójdę na drugą część do kina, to tylko dlatego, że Jacksona cenię wyżej niż Spielberga i będę ufał, że on zrobi lepszy film. Dla fanów orgiastycznej akcji „Przygody TinTina” będą niezłą pożywką, dla mnie okazały się raczej beznamiętną rozrywką w średnim wydaniu.

Moja ocena: 6-/10     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz