poniedziałek, 30 maja 2011

Tron: Dziedzictwo / Tron: Legacy (2010)

[DVD/INNE]


O „Tronie” można pisać wiele, wiele zresztą zostało napisane. A to, że nie ma fabuły,  a to, że aktorzy grają jak kukły, a efekty specjalne są powalające, i -te -de – i wszystko to będzie prawdą.





Ja chciałbym skupić się, wyjątkowo, na efektach właśnie . Bardzo, bardzo żałuję, że nie zobaczyłem „Dziedzictwa” w kinie. Są bowiem filmy, które mimo wszystko (naprawdę wszystko) po prostu trzeba zobaczyć po raz pierwszy właśnie w kinie. „Tron” to pierwszy film od naprawdę dawna, na którym kopara opadała mi do podłogi, kiedy widziałem, co spece od efektów wyczarowali na ekranach. Strona wizualna (i dźwiękowa) filmu to absolutny majstersztyk i chociaż sam w to nie wierzę, napiszę: pieprzyć fabułę, pieprzyć aktorów – wizualnie ten film zrobił ze mnie miazgę.

Owszem, pozostaje wielki niedosyt, bowiem przy odrobinie szczęścia „Tron” mógł być dla kina drugim „Matrixem”. Sama fabuła ma w sobie pewien potencjał. Niemniej, cieszę się, że film powstał w takiej wersji, niżby miał nie powstać w ogóle. Jeśli włączysz w swoim mózgu opcję „low”, „Tron” dostarczy, pustej co prawda, ale równocześnie wyczesanej wizualnie, rozrywki.

Osobną sprawą jest natomiast fantastyczna muzyka Daft Punk. Zapewne niejedna osoba oceni ten film wyżej niż na to zasługuje właśnie ze względu na kapitalną ścieżkę dźwiękową. Francuzi stworzyli jedną z najciekawszych muzycznych ilustracji ostatnich lat i brak nawet nominacji do Oscara, to jawna kpina Akademii (która zwłaszcza w kat.: efekty specjalne i muzyka zwykła podejmować w ciągu ostatnich kilku lat kuriozalne decyzje). Znakomite połączenie elektroniki i klasycznej muzyki ilustracyjnej miejscami zapiera dech w piersi, jak również razem z efektami wizualnymi nadaje całości miejscami fascynujący, futurystyczny rys.



>>"Tron: Dziedzictwo" to być może najlepszy film, jaki powstał w tym roku według złego scenariusza.<< w tym zdaniu jest wiele prawdy. Z drugiej strony taka „Nowa nadzieja” to też cholernie słaby film, a jednak rozpalił miliony widzów na długie dekady.

PS. Fajnie, że house’owa Trzynasta radzi sobie w biznesie. Dziewczyna jest naprawdę ładna, a blockbustery potrzebują kilku nowych kobiecych twarzy (i ciał). Co natomiast skłania utalentowanego Michaela Sheena do występów w tych wszystkich „Tronach” i „Zmierzchach”? Tym razem Sheen tak bardzo starał się przerysować swego bohatera, że w końcu przekroczył dopuszczalną, nawet w kiczu, granicę smaku. 
     
 Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz