czwartek, 27 stycznia 2011

Wszystko w porządku / The Kids Are All Right (2010)

[DVD/INNE]

Oglądając niektóre sceny z „Wszystko w porządku” powracało do mnie wspomnienie akcji „Make Homosexuals Marry!”, która nawoływała przeciwników małżeństw gejowskich, aby ci nie oszczędzali parom homoseksualnym długiej męki małżeństwa. Niektóre scenki przedstawiające prozę życia głównych bohaterek idealnie nadawałyby się do wykorzystania w owej kampanii – szkoda trochę, że obok aktorstwa, jest to w zasadzie jedyny wartościowy składnik filmu.



Powinienem częściej  ufać intuicji. Jeszcze niedawno bardzo chciałem iść na „Wszystko w porządku” do kina. Całe szczęście, że tego nie zrobiłem. Film Cholodenko to nie pozbawiona przedniego humoru opowieść o tym, jak pasja i miłość w związku ustępują miejsca troskom, frustracji, niespełnieniu. Kiedy dodatkowo jedno z dzieci opuszcza dom, a na horyzoncie pojawia się biologiczny ojciec potomstwa dojdzie do trzęsienia ziemi (a raczej „trzęsionka”).

Gdyby nie znakomita obsada i kilka bardzo dobrych scen „Wszystko w porządku” byłoby kolejnym obrazem z cyklu „okruchy życia”. Bening i Moore naprawdę błyszczą w tym filmie (cieszę się, że Julianne dzięki „Samotnemu mężczyźnie” i właśnie „Wszystko w porządku” wraca do pierwszej ligi), Wasikowskiej zaś w końcu udało się zdobyć moją sympatię (w Burtonowskiej „Alicji” zrobiła na mnie jak najgorsze wrażenie). Mam też nadzieję częściej oglądać na ekranie Josha Hutchersona, którego lubię. 

  
Natomiast Cholodenko popełniła całą masę błędów. Przede wszystkim wplata w scenariusz wątki, które później rozmywają się i giną; Laser i Clay, Joni i Jai, czy pobudzona seksualnie koleżanka Joni – pani Lisa zapomniała chyba, że jeśli coś się zaczyna, należy też to skończyć, zwłaszcza, że każdy z tych wątków miał w sobie spory potencjał. Nawet historia głównych bohaterek trzyma się kupy. Tylko dzięki owym scenkom, która każda z osobna sprawdza się dobrze, złożone w całość sprawiają wrażenie wtórności. Znów mamy bohaterki, które zamiast rozmawiać –mówią, zamiast się wspierać przytłaczają siebie oczekiwaniami, popychając swój związek nad krawędź z pełną świadomością.   

Jedyny wątek, który mnie naprawdę zainteresował, to historia Paula. Facet, który żył z dnia na dzień, kiedy dowiaduje się, że z jego nasienia poczęto dzieci (i kiedy, oczywiście, poznaje swą „latorośl”)zdaje sobie sprawę, że coś stracił i chce to odzyskać.

Z czterech oscarowych nominacji, tylko Bening na swoją zasłużyła. I chociaż z arytmetyki tych nagród to właśnie ona powinna wygrać w tym roku, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak Kate Winslet dostanie nagrodę „bo już nie można dłużej jej ignorować” niż za naprawdę świetną rolę, bo kiedy takie właśnie grała, Akademia wolała wchodzić w dupę Swank.


Niemniej, gdyby nie aktorzy oceniłbym film znacznie niżej.   

Moja ocena: 7/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz