poniedziałek, 24 stycznia 2011

Agora / Ágora (2009)

[DVD/INNE]

"Agora” Amenábara to jeden z tych filmów, na które najpierw długo czekałem, następnie zaś równie długo nie mogłem zebrać się, aby go obejrzeć. Miło mi zatem napisać, że „Agora” to przyzwoite widowisko filmowe, i nawet jeśli po twórcy „Innych” spodziewałem się czegoś więcej, to o wielkim rozczarowaniu nie może być mowy.



 
Najpierw to, co mi się w tym obrazie spodobało. Amenábar wie jak prowadzić aktorów, zarówno Weisz, jak i  Isaac tworzą bardzo solidne kreacje aktorskie. Nieco słabiej wypadł młody Minghella w roli Davusa, ale chłopak ma jeszcze czas, aby swoje umiejętności szlifować. Dario Marinelli udowodnił, że Oscar za „Pokutę” nie był dziełem przypadku (niemniej wątpię, aby score z „Agory” został mi w pamięci na dłużej). I na koniec największe atuty filmu: zdjęcia i scenografia. W tych dwóch aspektach film wywarł na mnie największe wrażenie.

A co z resztą? Hmm… „Agora” w moim odczuciu jest nie tyle opowieścią o Hypatii (której wzrok podążał tak daleko, że nie była w stanie dojrzeć tego, co miało miejsce tuż obok niej, np. miłości Davusa), co o chrześcijaństwie: jego drodze do władzy i ślepym fanatyzmie mas, dzięki któremu biskupi „młodej wiary” zdobywali potęgę godną namiestników cesarza (a nie Boga).  Amenábar pokazuje jak pełna ideałów wiara w miłosierdzie, odkupienie win i równość staje się narzędziem w rozgrywce o władzę doczesną.   Sama Hypatia jest tu raczej bohaterką drugoplanową, owszem ważną figurą, ale bardzo szybko możemy zorientować się, że to tylko pretekst (i exemplum jednocześnie), aby opowiedzieć o tym, co reżysera zainteresowało najbardziej.
Trochę przeszkadzała mi w „Agorze” ta bilateralna konstrukcja całej opowieści. Praktycznie wszystko budowane jest tu na zasadzie oddziałujących na siebie opozycji: chrześcijaństwo – pogaństwo, filozofia – fanatyzm, myśl – siła. Nawet bohaterowie podlegają temu prawu, co najlepiej widać na przykładzie Davusa i Orestesa, czyli mężczyzn kochających Hypatię. Nieco zawęża to horyzonty obrazu. Szkoda również, że reżyser miejscami używa zbyt wyświechtanych chwytów, które psują naprawdę dobre sceny (te cholerne migawki retrospektywne podczas sceny duszenia Hypatii).
                                                                       (Max Minghella)

Niektórym zapewne przeszkadzać będzie demonizacja chrześcijan w dziele  Amenábara (podobnie jak przeszkadzało to w przypadku pokazania Żydów w „Pasji”), ja natomiast ciągle zadawałem sobie pytanie: gdzie byłaby dziś myśl ludzka, gdyby nie chrześcijaństwo? Prawdopodobnie pisałbym wtedy tego posta ze stacji księżycowej, ale to już zupełnie inna bajka:-)

Ostatecznie seans „Agory” był dość przyjemnym doświadczeniem, niemniej mam nadzieję, że następnym razem Amenábar nieco bardziej się wysili i nieco ciekawiej zbuduje swój film. 

Moja ocena 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz