Szkoda, że „Nocna randka” tak późno się rozkręca. Zanim nastąpiły salwy śmiechu zdążyłem już wyrazić żal, że sięgnąłem po ten film. Do pewnego momentu żarty, w zamyśleniu śmieszne, wywoływały tylko uśmiech politowania, a klimatem film niebezpiecznie zbliżał się do koszmarów typu „Noc w muzeum”. Na szczęście, kiedy machina humoru rusza z kopyta, prawie do samego końca jest to naprawdę fajna komedia.
Scena z Franco i Kunis, czy zmysłowy taniec erotyczny głównych bohaterów to zdecydowanie najlepsze momenty „Nocnej randki”. Carell i Fey są w stanie unieść film na swoich barkach, z drobną pomocną innych oczywiście, w tym klaty Wahlberga. Fabuła czasem przypominała mi „Prawdziwe kłamstwa” i trochę żałuję, że Levy nie poszedł tym tropem zamiast na siłę wciskać morał o rutynie i zastoju w małżeństwie, który jest wszak tylko pretekstem dla komediowej warstwy filmu.
Można obejrzeć, jest tu z czego się pośmiać, ale w ogólnym rozrachunku „Nocna randka” nie jest aż tak fajnym filmem, jak podczas niektórych scen się jawi. To niezła rozrywka, ale liczyłem na trochę więcej.
Moja ocena: 6+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz